– Byłem pierwszy, który powiedział: panowie, dopóki nie zamkniemy ostatniego meczu ligowego przed finałem, nie wyobrażam sobie, żebyśmy jakkolwiek żyli tym wydarzeniem, kiedy mamy tak ważne mecze o punkty – mówi Alan Uryga, który delektuje się udziałem Wisły w finale Pucharu Polski.
Spotkanie Pogoni Szczecin z Wisłą Kraków odbędzie się 2 maja na PGE Narodowym w Warszawie. Poprowadzi je sędzia Tomasz Kwiatkowski ze stolicy.
---
W piątek pokonaliście Podbeskidzie i na kilka dni możecie zapomnieć o lidze, skupić się na finale Pucharu Polski. Czym dla pana jest ten mecz?
Alan Uryga, obrońca i kapitan Wisły: Najlepszym określeniem będzie słowo przygoda. Świetna przygoda, niesamowite wydarzenie, którym chcemy się cieszyć, bo nie każdy w swojej karierze ma okazję grać taki mecz. Ja do tej pory go nie miałem, więc zamierzam się cieszyć, delektować czasem upływającym przed finałem. Może uda się zrobić coś dużego.
Po wyeliminowaniu Piasta przez prawie miesiąc słowo „finał” było zakazane w waszej szatni?
Byłem pierwszy, który powiedział: panowie, dopóki nie zamkniemy ostatniego meczu ligowego przed finałem, nie wyobrażam sobie, żebyśmy jakkolwiek żyli tym wydarzeniem, kiedy mamy tak ważne mecze o punkty. Staraliśmy się o tym nie rozmawiać i nie myśleć.
Co ma pan na myśli, gdy mówi o delektowaniu się spotkaniem w stolicy?
Jedziemy tam jako underdog [słabszy – przyp. red.], pewnie niewielu się spodziewało, że w ogóle będziemy mieli okazję wystąpić w finale. Duże wydarzenie, z kibicami i całą otoczką, już sprawia, że robi się ciepło, a możliwość sprawienia przez nas niespodzianki też napędza.
Jak podchodzicie do rywala, który jest czołową drużyną ekstraklasy?
Absolutnie nas to nie deprymuje, bo w dwóch ostatnich pucharowych meczach pokazaliśmy, że możemy być równorzędnym przeciwnikiem dla drużyny z ekstraklasy. Może nawet lepiej, że nie jesteśmy faworytem, bo gdy presja schodzi, łatwiej jest pokazać na zewnątrz pełnię możliwości. W tym będziemy upatrywać szansy, w żadnym wypadku gra w niższej lidze nie jest dla nas jakąkolwiek ujmą.
Podglądał pan grę szczecińskiego zespołu od czasu, gdy stało się jasne, że zmierzycie się na Stadionie Narodowym?
Szczerze mówiąc nie oglądam wiele meczów ekstraklasy, bo w tym momencie ta liga nie bardzo mnie interesuje. Kiedy okazało się, że będziemy z nimi grać w finale, częściej zerkałem w stronę Pogoni. To naturalne, że sprawdza się, co się w Szczecinie dzieje. Jest to bardzo mocny przeciwnik, solidy zespół z czołówki ekstraklasy. Przez moment wydawali się nawet najmocniejsi, aspirowali nawet od mistrzostwa Polski, ale złapali małą zadyszkę. Mają wielu doświadczonych zawodników, wybitne jednostki, więc można się o nich wypowiadać w samych superlatywach.
Portowcy zawsze grają do przodu, więc nie tylko obrońca z panem jako liderem będzie miała dużo pracy.
Będziemy na to gotowi, postaramy się pod to przygotować i coś „ukłuć” z przodu, gdy będzie miejsce. Może to będzie otwarty mecz i liczymy na to, że nam będzie łatwiej kreować sytuacje bramkowe.
24-25 tysięcy kibiców Wisły może zasiąść na PGE Narodowym. Prezes Jarosław Królewski powiedział, że to taki pstryczek dla tych, którzy nie wpuszczają waszych fanów na spotkania ligowe.
Mam nadzieję, że już nic nie zablokuje wejścia naszych kibiców. Rzeczywiście, na zamknięcie tego przykrego dla nich sezonu, mają fajny bonus, niespodziankę. Cieszymy się też, że jako drużyna, która przez ostatnie kilkadziesiąt miesiąc albo zawodziła albo nie dawała wiele radości, takim meczem i uczestnictwem całej Wisły w finale możemy się im chociaż w małym stopniu odwdzięczyć.
Jako kapitan uczestniczył pan w rozmowach z prezesem o premii za ewentualne zdobycie pucharu. Sprawa jest prosta: będą duże pieniądze, jeżeli sięgnięcie po puchar, ale jednocześnie wrócicie do ekstraklasy.
Bez mrugnięcia okiem wygraną w pucharze zamieniłbym na awans, więc rozumiem podejście prezesa. Też jestem zdania, że powinniśmy zrobić wszystko, żeby wywalczyć ekstraklasę. Ma to sens, że nagrody będą, gdy uda się wywalczyć podstawowy cel postawiony przed sezonem.
Rozmawiał i notował Michał Knura