Angel Rodado strzelił 19 goli w 26 meczach, ale w dwóch ostatnich nie tylko nie wpisał się na listę strzelców. Był mniej widoczny, mniej groźny dla rywali i trener ściągnął go z boiska, gdy drużyna walczyła o wygraną.
O klasie Hiszpana nie ma co dyskutować, bo świadczy o niej nie tylko liczba asyst i goli. Choć trzeba wziąć poprawkę na to, że błyszczy w I lidze, to nie ma wątpliwości, że w swoich składach widziałaby go pewnie większość trenerów ekstraklasy. Angel Rodado nie raz ciągnął Wisłę za uszy i ma prawo do słabości. W sobotnim spotkaniu z ŁKS-em Łódź został zdjęty z boiska w 80. minucie, gdy wynik dla wiślaków wciąż był niezadowalający. Mariusz Jop uznał, że lepiej wpuścić z ławki wypoczętego gracza. Napastnik nie był jednak tego dnia szczególnie groźny. Jego występ zapamiętaliśmy głównie ze strzału z pierwszej połowy, po podaniu Angela Baeny, który obronił Aleksander Bobek. Rodado nie błyszczał także osiem dni wcześniej przeciwko Stali Rzeszów.
– Zawsze bardzo mocno pracuje dla zespołu i jest naturalne, że w pewnym momencie przychodzi dołek, przede wszystkim fizyczny. Chciałbym, żeby na najbliższe trzy mecze wrócił do dyspozycji i wiem, że wróci oraz będzie zdobywał bramki – mówi trener Jop.
Wisła w dobrej formie fizycznej
W lidze, Pucharze Polski i eliminacjach europejskich pucharów Rodado zdobył 19 bramek. Na zapleczu ekstraklasy ma ich 12 i powoli goni go Łukasz Zwoliński, który skompletował osiem. Gdy już trafia, to często więcej niż raz – na koncie ma trzy dublety. W dwóch ostatnich meczach to pozyskany latem z Rakowa Częstochowa napastnik był autorem wszystkich goli krakowian.
– Nic tylko się cieszyć, że ciężar zdobywania bramek może się rozłożyć na więcej zawodników niż tylko na jednego, co wcześniej było dość sporym problemem. Było takie ryzyko, że kiedy Ángel czy to miał uraz, czy troszkę słabszy dzień lub okres, to oczywiście było trudno znaleźć kogoś, kto tę odpowiedzialność za zdobywanie bramek na siebie weźmie. Jako drużyna cieszymy się wszyscy, że nie musimy liczyć tylko na jedną osobę – komenuje Alan Uryga, obrońca i kapitan.
Rodado teraz ma mały kryzys formy fizycznej, natomiast Zwoliński miał trudny początek sezonu, do którego przystąpił bez przepracowanego okresu przygotowawczego. Początkowo kibice na niego narzekali i łapali się za głowy, gdy nie strzelał „setek”, dziś coraz częściej skandują jego nazwisko. – Jest w dobrej dyspozycji fizycznej i strzeleckiej, bo piłka go szuka. Ma sytuacje, potrafi je wykorzystać, ale to też jest zawodnik, który odczuwa to zmęczenie. Zresztą tak jak cały zespół, bo trzeba pamiętać, że jednak rozegraliśmy osiem spotkań więcej – podkreśla Jop.
Wisła narzuca tempo
Po Wiśle nie było jednak widać, by biegała gorzej od ŁKS-u. Robiła to nawet lepiej, bo nacierała do końca, dzięki czemu przechyliła szalę zwycięstwa na swoją stronę. Najwięcej minut – 2284 (bez czasu doliczonego) w nogach ma Rodado. Uryga spędził na boisku niewiele mniej czasu – 2130.
– Nie wydaje mi się, żebyśmy teraz zbierali negatywne żniwa tego, że rozegraliśmy tyle spotkań. Wydaje się, że fizycznie wyglądamy nieźle. W kolejnym meczu do samego końca naciskaliśmy na przeciwnika, absolutnie nie odstajemy w parametrach biegowych, mimo że tych meczów rzeczywiście jest bardzo dużo. Casem śmiejemy się, że już rozegraliśmy trzy czwarte sezonu, to chyba jednak po nas tego aż tak bardzo nie widać. Nie możemy narzekać na jakiś brak sił, czy to, że odstajemy od przeciwników. Raczej w każdym kolejnym meczu udowadniamy, że to my do końca staramy się narzucać tempo, dominować do ostatnich minut, tak biegowo, jak i piłkarsko – uważa Uryga.
Przed Białą Gwiazdą mocny finisz roku, w dziesięć dni rozegra trzy mecze. We wtorek Puchar Polski z Polonią, w piątek – także z Polonią – spotkanie ligowe, a w przyszły czwartek domowe starcie o punkty z Miedzią Legnica.