Z każdą minutą nabieraliśmy rozpędu, byliśmy cierpliwi. Stwarzaliśmy duże zagrożenie pod bramką i kwestią czasu było, kiedy padną gole. Bardzo się cieszę, że tego czasu nam wystarczyło – mówił po wygranej nad ŁKS-em Mariusz Jop, trener Wisły.
Zanosiło się na drugi z rzędu remis 1:1, ale tym razem krakowska drużyna lepiej trzymała się planu i została nagrodzona za konsekwencję, strzelając zwycięskiego gola w 90. minucie. Nie można jednak przejść obojętnie obok tego, co gospodarze zaprezentowali w pierwszym kwadransie, gdy nie przypominali samych siebie i stracili bramkę.
– Początek nie był dobry w naszym wykonaniu, źle broniliśmy przy stałym fragmencie [po którym goście objęli prowadzenie – przyp. red.]. Nie możemy sobie pozwolić na takie proste momenty dekoncentracji, bo bardzo dużo na ten temat mówiliśmy i ćwiczyliśmy, więc na pewno musimy to poprawić – nie ma wątpliwości opiekun Białej Gwiazdy.
Dwumecz z Polonią
Potem Wisła zaczęła wracać do swojego rytmu, choć groźnie zaczęła strzelać dopiero w trzecim kwadransie. W drugiej połowie to już była pełna dominacja. Do jakości piłkarskiej doszły też cechy wolicjonalne, których nieco brakowało w pierwszej odsłonie. – Reakcja zespołu była bardzo dobra. Z każdą minutą nabieraliśmy rozpędu, byliśmy cierpliwi. Stwarzaliśmy duże zagrożenie pod bramką i kwestią czasu było to, kiedy padną gole. Bardzo się cieszę, że tego czasu nam wystarczyło – mówił Mariusz Jop.
Wiele pozytywów do gry wniósł Kacper Dudy, który w przerwie zastąpił fatalnego w sobotę Jamesa Igbekeme. Trener potwierdził, że młodzieżowiec, który świetną postawę podsumował asystą, zagra we wtorek od początku w meczu Pucharu Polski z Polonią w Warszawie. Jop dodał, że nie można wykluczyć scenariusza, w którym jego partnerem w pomocy będzie Nigeryjczyk. Rotacji w wyjściowym składzie na pewno będzie więcej.
Cztery doby w stolicy
Wisła zmierzy się z Czarnymi Koszulami dwukrotnie w ciągu trzech dni, bo już w piątek zespołu z obecnej i dawnej stolicy kraju ponownie zagrają przy Konwiktorskiej, ale tym razem o punkty. Dlatego Wisła po wtorkowej rywalizacji nie wraca do Krakowa.
– Mecze są bardzo późno i zarywanie nocy na powrót nie byłoby dobre. Podziękowania dla klubu, że mamy taką możliwość, bo wiadomo, że nie są to tanie rzeczy. Obawiam się troszeczkę o pogodę i dostępność boiska trawiastego, bo jak będzie mróz, to pewnie będziemy mieli problem i wyjdziemy w Warszawie na sztuczną nawierzchnię. Tam nie mamy takiego komfortu jak w Myślenicach, że boisko jest podgrzewane. Natomiast jeśli tak będzie, to mamy opcje zapasowe na boisku sztucznym lub nawet pod balonem – tłumaczy szkoleniowiec Białej Gwiazdy.