Lech zabawił się z Wisłą

fot. Krzysztof Porębski

Lech rozbił przed własną publicznością Wisłę 5:0. Gospodarze niesieni dopingiem niespełna 27 tysięcy widzów byli poza zasięgiem krakowian.


To pierwsza tak dotkliwa porażka Białej Gwiazdy za kadencji Adriana Guli. Dotąd, jeżeli była słabsza od rywali, to ulegała im 1:2. Gdy kwadrans przed końcem Mikael Ishak podwyższył z rzutu karnego na 5:0 (ręką strzał blokował Serafin Szota), można się było obawiać o powtórkę z Łazienkowskiej, gdy Legia ograła Wisłę Macieja Stolarczyka 7:0. Gospodarze piątkowego meczu byli jednak bardziej łaskawi dla gości spod Wawelu.

W Poznaniu krakowianom nie było dane strzelić nawet honorowego gola. To pierwszy mecz w tym sezonie bez zdobytej bramki. Pod koniec meczu blisko szczęścia był Dor Hugi, ale po jego strzale piłka odbiła się od poprzeczki. 

Bezradni

Poznański Lech popularnie nazywany jest Kolejorzem, ale w meczu z Wisłą zespół gospodarzy przypominał pędzące niebieskie ferrari. Podopieczni Macieja Skorży ruszali do kontrataków z szybkością sportowego samochodu, a nie lokomotywy, która potrzebuje dużo więcej czasu, by się rozpędzić. A Wisła prosiła się o bolesne zderzenia. Łatwo traciła piłkę, źle organizowała się po stracie. Po prostu była dużo słabsza od lidera tabeli.

Kilka minut po pierwszym gwizdku sędzia przerwał mecz z powodu zadymienia boiska i braku odpowiedniej widoczności. Pozostałość po odpalonych racach szybko zniknęła znad murawy, ale Wiślacy nadal mieli problemy ze zlokalizowaniem przeciwników i piłki. Do przerwy obie drużyny wymieniły identyczną liczbę podań, krakowianie nieco dłużej byli w jej posiadaniu, ale te liczby fałszowały obraz meczu, który przed pierwszym gwizdkiem zapowiadał się na wyrównaną wymianę ciosów. W pierwszym kwadransie po przerwie Wisła również nie miała wiele do powiedzenia. Potem Lech grał spokojniej, nie forsował tak bardzo tempa. Nie było jednak mowy o odpuszczaniu, bo pokazać chcieli się rezerwowi.

Po stracie trzeciego gola boisko opuścił Patryk Plewka, który miał kilka zrywów, a także niewidoczni na skrzydłach Jan Kliment (Gula znów wystawił czeskiego napastnika na skrzydle) i Yawa Yeboaha. Odnotujmy, że słowacki szkoleniowiec gości wystawił identyczny skład, który zaczął spotkanie z Lechią Gdańsk. Dobrego dnia nie miał również Paweł Kieszek, który we wcześniejszych spotkaniach był ostoją Białej Gwiazdy. Tymczasem przy pierwszym golu Joao Amarala z 15 metra przedwcześnie rzucił się w prawy róg, a po chwili Portugalczyk uderzył w środek. Po przerwie ofensywny zawodnik Lecha zanotował dwie asysty, a do bramki trafiali Ishak i Pedro Rebocho. Przed przerwą podwyższył Adriel Ba Loua, bardzo szybki skrzydłowy, najdroższy zawodnik kupiony przez Lecha w historii, który z bliska wykończył składną akcję Kolejorza. Asystował Rebocho.

W 23. minucie Maciej Skorża dokonał pierwszej, wymuszonej roszady w bramce. Kontuzji mięśniowej nabawił się Mickey van der Hart.

Wisła nie ma wiele czasu na lizanie ran. Już w środę czeka ją wyjazdowy mecz 1/32 finału Pucharu Polski ze Stalą (w Mielcu), a 26 września przy Reymonta podejmie Pogoń Szczecin.

Lech Poznań – Wisła Kraków 5:0 (2:0)

Bramki: Amaral (29.), Ba Loua (45.), Rebocho (52.), Ishak (60., 77.).

Lech: van ver Hart (23. Bednarek) – Pereira, Salamon, Satka, Rebocho – Kwekweswiri (73. Ramirez), Karlstrom (64. Skóraś) – Ba Loua, Amaral (73. Kozubal), Kamiński (64. Murawski) – Ishak.

Wisła: Kieszek – Gruszkowski, Szota, Frydrych, Hanousek – El Mahdioui – Yeboah (58. Hugi), Skvarka (67. Savić), Plewka (58. Żukow), Kliment (58. Młyński)– Forbes (86. Sobol).

Żółte kartki: Karlstrom, Ramirez – Frydrych, Skvarka, El Mahdioui, Gruszkowski, Szota, Forbes.

Sędziował Tomasz Kwiatkowski (Warszawa)

REKLAMA
REKLAMA

News will be here