News LoveKraków.pl

Obrońcy Wisły groziła poważna operacja. W dwa tygodnie schudł pięć kilogramów [ROZMOWA, cz. I]

fot. Mateusz Kaleta/LoveKraków.pl

Przysiad, wyskok, ból. A potem pięć miesięcy przerwy w grze. Dawid Szot, defensor Białej Gwiazdy, opowiada nam m.in. o problemach zdrowotnych, przez które stracił pierwszą część sezonu.

Michał Knura, LoveKraków.pl: „Rok 2023 to dla Wisły była huśtawka nastrojów, ale teraz jestem pozytywnie nastawiony. Nie mogę doczekać się poniedziałku”. Kto tak powiedział?

Dawid Szot, piłkarz Wisły: No nie wiem, nie wiem. Ktoś od nas z klubu?

To cytat z pana sprzed roku, z wywiadu dla „Gazety Wyborczej”. Myślę, że o roku 2024 w Wiśle można byłoby powiedzieć to samo.

2024 też był huśtawką nastrojów. Było rozczarowanie z powodu braku awansu do ekstraklasy, jednak w maju zdobyliśmy Puchar Polski. Znów mogę powiedzieć, że był to taki mieszany rok, jeśli chodzi o odczucia. Mimo to, trzeba przyznać, że jeden z lepszych w ostatnim okresie, bo od dłuższego czasu sukcesów w ogóle nie było, pozytywów też niewiele. W drodze do finału w Warszawie, a potem na PGE Narodowym zrobiliśmy coś wielkiego – i to uratowało miniony rok. Teraz pracujemy, by były kolejne sukcesy. Została nam tylko liga, więc będzie nim awans, bo to niezmiennie jest nasz podstawowy cel. Dla mnie osobiście ostatnie miesiące też były słodko-gorzkie. Najpierw fajna gra, zdobycie pucharu, a potem kontuzja. Na szczęście nie ma już po niej śladu i wracam do walki o pierwszy skład.

Po finale pucharu zagrał pan jeszcze z Zagłębiem Sosnowiec i Lechią Gdańsk, a potem wypadł na kilka miesięcy. Pechowa okazała się rozgrzewka przed wyjazdowym spotkaniem z GKS-em Katowice.

Dobrze się czułem, nic mi nie dolegało w tych meczach, a także na zgrupowaniu przed rywalizacją z GKS-em. Kontuzja była ostatnią rzeczą, której się wtedy spodziewałem... Zrobiłem przysiad, a następnie wyskoczyłem i nagle poczułem ból w plecach. Niespotykana dla mnie wcześniej sytuacja, w kręgosłupie coś się przesunęło, „strzeliło” i nie mogłem zagrać. Początkowo wydawało mi się, że może będą pauzować dwa tygodnie i będzie po problemie. Okazało się, że sprawa jest poważna i trzeba było wprowadzić długą rehabilitację. Patrząc teraz, jak to się potoczyło, cieszę się, że uniknąłem operacji kręgosłupa. Pewnie zająłby się mną dobry fachowiec i wszystko byłoby w porządku, jednak ingerencja w kręgosłup brzmi poważniej niż w kolano czy kostkę.

Oswajał się pan z myślą, że trzeba będzie się położyć na stole operacyjnym?

Taka była pierwsza diagnoza. Nie byłem szczęśliwy, ale powiedziałem: okej, jak trzeba, to trzeba. Nasz fizjoterapeuta Marcin Bisztyga, którego nie ma już w klubie, jako pierwszy zaproponował, by spróbować bez operacji. Konsultowałem się z kilkoma neurochirurgami i ich zdania były różne, ale większość mówiła „nie”. Spróbowaliśmy i problem zniknął, choć było ryzyko, że w czasie rehabilitacji wyjdzie, że jednak będę musiał być operowany. Miałem bardzo dobrą opiekę medyczną w klubie, za co jestem wdzięczny Wiśle i przede wszystkim Marcinowi, który zajmował się mną w stu procentach. Jeździłem do niego rano i wieczorem i rozwiązaliśmy problem.

Co dokładnie się stało?

Doszło do przesunięcia kręgu w odcinku lędźwiowym i naciśnięcie na nerw prowadzący do nogi. Kończyna mocno osłabła, w ciągu dwóch tygodni straciłem pięć kilogramów! Stawałem na wadze i nie wiedziałem, co się dzieje. Przez problem z nerwem osłabły mięśnie i musiałem je odbudować. Dzięki kontuzji – choć wiadomo, że wolałbym jej nie mieć – nauczyłem się nowych ćwiczeń, których wcześniej nie robiłem. Od tego czasu je wykonuję i wszystko jest w porządku.

Po finale Pucharu Polski, w którym był pan jednym z najlepszych zawodników, powiedział pan, że „jara się” na myśl o europejskich pucharach. Nie udało się w nich wystąpić.

Niestety, ominęły mnie. Wielka szkoda, bo pokazaliśmy, że polska piłka nie jest taka zła, że drużyna ze środka tabeli I ligi jest w stanie godnie się zaprezentować. Jak byłem dzieckiem, to oglądałem mecze europejskich pucharów, na papierze robiłem tabelki, wypisywałem wszystkie drużyny – dzięki temu rozwinąłem się też w geografii. Życie pisze różne scenariusze i nie było mi dane wystąpić. Mam nadzieję, że w przyszłości jeszcze będzie okazja.