– Dużą rolę odegrał dyrektor sportowy Kiko Ramirez, który był moim trenerem w Wiśle i mnie pamiętał. Gdy dostałem telefon od prezesa Jarosława Królewskiego, to nie zastanawiałem się długo. Bardzo tęskniłem za miastem i klubem – o powrocie do Wisły i pierwszych tygodniach w roli trenera bramkarzy mówi Łukasz Załuska, były zawodnik Białej Gwiazdy.
Michał Knura, LoveKraków.pl: W jakim nastroju wrócił pan z obozu? Po raz pierwszy jako trener współpracuje pan z seniorami i to trochę powrót do rytmu, który miał jako zawodnik.
Łukasz Załuska, trener bramkarzy Wisły Kraków: Praca z reprezentacją to przeważnie tygodniowe lub trochę dłuższe zgrupowania, które mają przygotować zawodników do konkretnego meczu. W zespole ligowym specyfika jest inna. Mój pierwszy obóz z seniorami oceniam bardzo pozytywnie. Jestem bardzo optymistycznie nastawiony przed rundą wiosenną po tym, jak zespół wyglądał w trakcie sparingów, jak szybko zaakceptował i uwierzył w plan trenera Alberta Rude. To nie jest takie proste, by w tak krótkim czasie zacząć grać tak, jak trener tego oczekuje. Oczywiście to nie jest jeszcze sto procent, ale na pewno widać rękę trenera i napawa to optymizmem na kolejne tygodnie. Nie chcę słodzić trenerowi Rude, ale jego wizja daje nadzieję, że kibice Wisły będą chcieli przychodzić na mecze i nie będą się nudzić. Mam porównanie, bo „przerobiłem” cały wachlarz trenerów: lepszych i gorszych taktyków, ze świetnymi kompetencjami miękkimi i na niższym poziomie.
Tęsknił pan za pracą w klubie?
Mam namiastkę tego, co robiłem przez całe życie. Znów wstaję rano, przygotowuję trening, przeprowadzam go, do tego dochodzą analizy i mecze. Prawdziwa adrenalina i ekscytacja przyjdzie jednak 18 lutego, na pierwsze spotkanie ze Stalą Rzeszów. Nie mogę się doczekać, liczę w Krakowie na wspaniałą przygodę! Na najbliższe miesiące wszyscy mamy jeden cel: dostać się do ekstraklasy poprzez awans bezpośredni lub w najgorszym razie przez baraże. Wierzę, że od pierwszego meczu będzie widać, jak Wisła poważnie do tego podchodzi.
Albert Rude jest wymagającym szefem?
Bardzo! Gdy było wiadomo, że poprowadzi Wisłę, a jeszcze go nie znałem, przeczytałem z nim wywiad. Mówił, że przegrał dwa finały baraży i przychodzi do Krakowa tylko z jednym celem. Wie, co przeżywał po porażkach i teraz jest czas na tryumf, awans, celebrowanie. Proszę sobie wyobrazić, jak ktoś, kto dwa razy dostał po tyłku, teraz robi wszystko, by jego praca została nagrodzona. Mamy wiele zadań, ale nie możemy się doczekać kolejnych tygodni i miesięcy.
Kiedy postanowił pan, że będzie trenerem?
Wcześniej nie miałem tak jasno sprecyzowanych planów. Podobnie Sławomir Peszko [trener Wieczystej – przyp. red.], z którym byłem w jednej grupie na kursie. Coś nam chodziło po głowie, żeby pójść w tym kierunku, ale nie byliśmy na sto procent przekonani, że to będzie nasz pomysł na życie. Nie ukrywam, że tęskniłem za boiskiem, a uważam, że mam duże predyspozycje, by pomóc zawodnikom. Cieszę się, że mogę im przekazać to wszystko, czego się nauczyłem jako piłkarz, i razem możemy się rozwijać.
Przed pierwszym obozem doradzał się pan starszych kolegów?
Gdybym tego nie zrobił, świadczyłoby to o mojej bucie i arogancji. Nie mogłem nie podpytać o pewne niuanse, mając takie kontakty i funkcjonując w tym środowisku przez tyle lat. Mam to szczęście, że mogę korzystać z podpowiedzi najlepszych specjalistów w Polsce, m.in. trenera bramkarzy w pierwszej reprezentacji Andrzeja Dawidziuka. Na pewno nie wprowadzam ćwiczeń, których sam nie lubiłem. Bardzo ważna jest komunikacja, umiejętność oceny, kiedy bardziej przycisnąć, a kiedy trochę odpuścić chłopakom. Jestem od tego, by jak najlepiej się czuli, cieszyli się także treningami. By poza przekonaniem o dobrze wykonanej robocie mieli też z tego przyjemność.
Kto stał za pana powrotem do Krakowa?
Dużą rolę na pewno odegrał dyrektor sportowy Kiko Ramirez, który był moim trenerem w Wiśle i mnie pamiętał. Gdy dostałem telefon od prezesa Jarosława Królewskiego, to nie zastanawiałem się długo. W Krakowie często bywałem, bo zostawiłem tu bardzo dobrych znajomych, z którymi mam bliskie relacje. Często odwiedzałem Pawła Brożka, który też pracuje w Wiśle, a znamy się od czasów wspólnych występów w reprezentacjach młodzieżowych. Bardzo tęskniłem za miastem i klubem.
Wiadomo, że w Wiśle bramkarz będzie często pod grą, bo tego wymaga nowoczesny futbol i taka jest też wizja pierwszego trenera. Jak zareagowaliście na błąd Alvaro Ratona w ostatnim sparingu, który podał nogą do przeciwnika i został przelobowany?
Rozmawialiśmy z Alvaro i pierwszym trenerem, przeprowadziliśmy analizę. Zawodnik usłyszał, że miał bardzo dobry pomysł, wybrał optymalną opcję, ale po prostu źle zagrał piłkę i skończyło się golem dla rywala. Trener Rude powiedział do Alvaro, że nie musi na niego krzyczeć, bo sam zdaje sobie sprawę, że to jego wina. Po tej sytuacji nagle nie zmieni się styl gry naszych bramkarzy.
Prezes Jarosław Królewski napisał na platformie X, że Jakub Stępak, najmłodszy z bramkarzy na obozie, to duży talent. To prawda?
Tak, bo już wcześniej jeździł na mecze reprezentacji, rozgrywał mecze międzynarodowe i pojawiał się na treningach pierwszej drużyny. Chcieliśmy wraz z pierwszym trenerem, dać mu możliwość pokazania się w sparingach, by udowodnił także sobie, że idzie w dobrym kierunku. W każdym z trzech występów pokazał, że ma duży talent i dostał dodatkowego kopa do pracy.