W piątek o godzinie 20:30 spotkają się obecny i były klub napastnika Szymona Sobczaka. – Wisła złożyła dwie oferty, ale w Sosnowcu uznali, że nie są zainteresowani. To była jedyna rysa na tym okresie – tak 31-letni zawodnik mówi o swoim dwuipółletnim pobycie w Zagłębiu.
W Sosnowcu krakowianie w ostatniej chwili uratowali remis w rywalizacji europejskich pucharów z Levadią Tallin. Był to tylko wstęp do ostatecznej kompromitacji z estońską drużyną. Tydzień później podopieczni Macieja Skorży przegrali na wyjeździe i odpadli już w drugiej rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów.
Dziś na myśl o mieście znad Brynicy, a szczególnie o jego sportowym symbolu – Zagłębiu, sympatycy Białej Gwiazdy wspominają ze złością niedawny mecz w Krakowie. 28 maja zespół Radosława Sobolewskiego miał wszystko w swoich rękach, ale przegrał na swoim stadionie (choć szybko objął prowadzenie) i praktycznie utracił ogromną szansę na bezpośredni awans do ekstraklasy.
Rozmowa z Szymonem Sobczakiem, napastnikiem Wisły Kraków, do końca sezonu 2022/2023 piłkarzem Zagłębia Sosnowiec
Michał Knura, LoveKraków.pl: Bardzo czeka pan na to spotkanie?
Szymon Sobczak: Towarzyszy mi takie uczucie, ponieważ w rundzie wiosennej, jeszcze w barwach Zagłębia, nie mogłem zagrać z Wisłą w Krakowie, choć bardzo mi zależało. Nie zapominamy jednak, że to mecz jak każdy, za trzy punkty, w którym najważniejsza jest wygrana. Chcemy pokazać, że porażka w Bielsku-Białej była wypadkiem przy pracy. Mało co tam „zagrało”, a wiele od siebie wymagamy. Czerwona kartka i brak kary dla piłkarza Podbeskidzia miały bardzo duże znaczenie, ale to nie może nas tłumaczyć. Musimy z siebie dawać więcej i być przygotowanym, że każdy rywal będzie podwójnie zdeterminowany.
Dlaczego opuścił pan końcówkę ostatniego sezonu, w tym występ przy Reymonta? Zamiast biegać po boisku, siedział pan na trybunie za ławkami rezerwowych.
W kluczowym dla utrzymania Zagłębia meczu z Podbeskidziem zostałem uderzony w głowę, za co sędzia podyktował rzut karny, który zamieniłem na bramkę. Skończyłem spotkanie z poważnie uszkodzoną błoną bębenkową. Przy ponownym uderzeniu groziła mi nawet utrata słuchu! Ryzyko było zbyt duże, dlatego później już nie grałem.
Do Zagłębia trafił pan po nieudanej przygodzie z ekstraklasową Jagiellonią Białystok, w której wystąpił tylko w jednym meczu. Co zdecydowało o przenosinach do Sosnowca?
Przed wyborem trudno stwierdzić, czy podejmuje się dobrą decyzję, jednak tutaj z perspektywy czasu można powiedzieć, że był to bardzo dobry wybór. Miałem oferty nie tylko z I ligi, ale zdecydowałem się, ponieważ wykazywali duże zainteresowanie. W dalszej perspektywie zespół miał grać o awans. Ekstraklasy nie osiągnęliśmy, ale miło wspominam ten etap. Raz walczyłem o koronę króla strzelców, w poprzednim byłem blisko dwucyfrowego rezultatu.
Jakiego wydarzenia z tego okresu nie wspomina pan najlepiej?
Zdecydowanie braku porozumienia na linii Zagłębie – Wisła latem 2022 roku, co przeszkodziło w moim transferze do Krakowa. Wisła złożyła dwie oferty, ale w Sosnowcu uznali, że nie są zainteresowani. To była jedyna rysa na tym okresie.
Pana związek z Zagłębiem skończył się pechowo, ale mało kto dziś pamięta, że także początek był trudny.
Złamałem palec w ręce, choć do dziś niektórzy piszą, że w nodze. Po dołączeniu do drużyny na początku 2021 roku bardzo dobrze przepracowałem okres przygotowawczy, jednak już w pierwszym meczu pojawił się problem. Dla kogoś z zewnątrz złamanie palca w ręce u piłkarza może się wydawać błahostką, ale chyba ze złamaniem w nodze byłoby mi łatwiej grać. Wtedy podjęliśmy ryzyko, bo zespół walczył o utrzymanie. Udało się wyjść z trudnej sytuacji i obronić I ligę.
W tej rundzie Zagłębie zmieniło trenera, ale sytuacja w tabeli nadal jest bardzo trudna. Przed startem rozgrywek mówiło się, że ta drużyna może namieszać w czołówce.
Wszystko trzeba udowadniać na boisku, a nie patrzeć na założenia przed sezonem. I liga i futbol ogólnie nauczyły mnie, że wszystko może dobrze wyglądać, ale potem wyniki się nie zgadzają. Nie przywiązuję wagi do dyspozycji Zagłębia, skupiam się na Wiśle. Przed nami trudne mecze, a Pdbeskidzie pokazało, że te zespoły będą walczyć, by popsuć nasze plany i osiągnąć swoje cele.
Godzi się pan z byciem rezerwowym? To dla Szymona Sobczaka nowa sytuacja.
Rola rezerwowego mi odpowiada! Przyszedłem jako bardzo doświadczony zawodnik, by pokazać pełnię swoich możliwości i pomóc Wiśle w jak największym wymiarze. Każdy, kto ma pojęcie o piłce, wie, że by to udowodnić, potrzeba regularnej gry. Oczywiście siła tkwi w zespole, a konkurencja jest czymś dobrym.
Wiem, do jakiego klubu przyszedłem. Najważniejszy jest awans i robię wszystko, by jak najbardziej pomóc. Rezerwowi też są ważni, w wielu momentach drużyna potrzebuje impulsu. Dając dobre sygnały, możemy sobie wywalczyć miejsce w składzie. Do końca roku czeka nas jeszcze wiele spotkań i kolejne szanse – czy to w lidze, czy w Pucharze Polski – powinny przyjść. Wiem, że jestem w stanie dać Wiśle więcej. Spokojnie pracuję i wierzę, że to przyniesie efekt.