Kiedy od trenera ŁKS Łomża usłyszał, że ma rzucić studia i skupić się na piłce, bo będzie się z niej utrzymywał, zachodził w głowę, jak ma o tym powiedzieć rodzinie. – Pojechałem na kolację i wytłumaczyłem. Na szczęście mi zaufali. Potem wielokrotnie zabierałem Rafała do Warszawy, by był gotowy na rozpoczęcie nowego życia – wspomina Jerzy Engel junior, jeden z tych, dzięki którym „Dziki” na lata stał się twarzą ekstraklasy. Dziś Rafał Boguski po raz ostatni ma założyć koszulkę z białą gwiazdą.
Licznik Rafała Boguskiego w Wiśle Kraków powoli przestaje bić. W ubiegłym sezonie wystąpił w 27 meczach, w tym już tylko w 11. Sobotni występ przeciwko Lechowi, ostatni w koszulce z białą gwiazdą w oficjalnym meczu na stadionie przy ulicy Reymonta, był jego 382. Pewnie będzie jeszcze 383, dziś w Gliwicach, na zakończenie sezonu. 5524 dni od debiutu przeciwko Polonii Warszawa, który przypadł 1 kwietnia 2006 roku. 1 kwietnia, który jest bardzo ważnym dniem w jego życiu.
Młody Rafał marzył o grze dla ŁKS Łomża, w którym trenował już jego kuzyn. Gdy Boguscy mieszkali pod miastem, nie miał jak realizować pasji. Przeprowadzka do Łomży była mu na rękę – uczył się w technikum ekonomicznym i mógł rozpocząć przygodę, którą uwieńczył trzema tytułami mistrza Polski z Wisłą, wicemistrzostwem z GKS-em Bełchatów i trzema golami w sześciu występach w reprezentacji.
Na początku szkoły ponadpodstawowej Boguski przeszedł „kocenie”. Starsi uczniowie i jego dorwali z flamastrem, po czym wysmarowali mu twarz. Nie mógł tego łatwo zmyć, więc z dziwnymi znakami poszedł na zajęcia do Macieja Ruszczyka.
– Trener dziwnie na mnie spojrzał, ale pozwolił trenować. Po dwóch tygodniach mogłem wystąpić w oficjalnym meczu – wspominał „Boguś”, gdy latem 2016 roku odwiedził stare kąty jako absolwent szkoły.
Ojciec z synem
W seniorach łomżyńskiego klubu zadebiutował jako 16-latek. W 31. kolejce sezonu 2002/2003 podlaskiej IV ligi strzelił wszystkie gole w wygranym 7:2 meczu z Promieniem Mońki. Sześć bramek zdobył między 50. a 73. minutą. Te i kolejne rozgrywki kończy z 19 golami. Latem 2004 tytułują go królem strzelców, a jego drużynie dają awans do III ligi.
Pod koniec kwietnia 2005 roku w Łomży zmieniają trenera. Do klubu przychodzi Jerzy Engel junior. Wkrótce były selekcjoner Jerzy Engel rozpoczyna pracę ponad 400 kilometrów dalej na południe, w Wiśle Kraków.
– Rafał miał 21 lat, ale z każdym tygodniem niesamowicie szedł do przodu. Zauważyłem jego wielki potencjał i zasygnalizowałem kilku klubom, że jest u nas zawodnik, który może zrobić karierę – przywołuje tamten czas Engel junior.
Zadzwonił także do swojego ojca, ale o Boguskim, oprócz Wisły, wiedziały także Amica Wronki, Legia Warszawa, Pogoń Szczecin i Jagiellonia Białystok, w której pracował Adam Nawałka. W lipcu, zanim zdecydował się na niego Biała Gwiazda", zespół Nawałki (II liga) rozegrał sparing z ŁKS. Mecz zakończył się remisem 3:3, a Boguski strzelił dwa gole.
– Nawałka był jednym z tych, którzy go nie wzięli. Jak później objął kadrę, mówił mi, że cały czas ma Rafała na liście rezerwowych. Był na niej nawet przed Euro we Francji – uważa Engel junior.
Do Krakowa z duszą na ramieniu
– Pamiętam go jako skromnego, ułożonego i cichego. Z dystansem do siebie i otoczenia – wspomni po latach były nauczyciel piłkarza Wisły.
– W Łomży miał problem z wyduszeniem z siebie słowa, ale po pół roku był już liderem. Potrzebował czasu. Podobnie było w Wiśle, która zaprosiła go na tygodniowe testy. Grzegorz Mielcarski, który odpowiadał wtedy za transfery, mówił, że jest zamknięty. Odpowiedziałem: „zobaczycie, on kiedyś będzie waszym kapitanem”.
Do Krakowa Boguski jechał z duszą na ramieniu. Wielką piłkę czasem oglądał w telewizji, a tu miał stanąć obok Radosława Sobolewskiego czy Tomasza Frankowskiego, innych Podlasian w kadrze Wisły.
– Bałem się wejść do szatni mistrza Polski, w której siedziały wielkie nazwiska. Towarzyszył mi ogromny stres, ale wiedziałem, że otrzymałem dużą szansę. Podpisałem kontrakt i zostałem piłkarzem Wisły – wspominał.
Umowa między potęgą Bogusława Cupiała a skromnym trzecioligowcem była taka, że Boguski do końca sezonu 2005/2006 będzie się rozwijał w III lidze. Jednak do Krakowa wrócił już zimą, na polecenie Dana Petrescu, który zastąpił Jerzego Engela.
Rzucić studia? Ale jak to?!
– Dotąd Rafał nie był przekonany, że może zrobić karierę. Po prostu nie wierzył, więc starałem się go przygotować na to, że nagle opuści rodzinę i znajdzie się w wielkim mieście – wspomina Engel junior.
– Często pakowałem go w samochód i wiozłem do Warszawy na mecze Legii lub reprezentacji. On jest spod Łomży, wielkiej piłki nawet nie oglądał na co dzień. Musiałem mu wytłumaczyć, że dla niego to nic odległego, że może być w tym miejscu, w którym są przez nas podziwiani. Czasem w stolicy chodziliśmy po restauracjach, by był przygotowany do kariery na wielu płaszczyznach – mówi obecny szkoleniowiec Mazowsza Grójec.
Engel namówił także Boguskiego, by zrezygnował ze studiów w Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego i Turystyki w Supraślu.
– Pewnego dnia przyszedł się zwolnić z treningu, ponieważ ma zajęcia na studiach. Powiedziałem, że ma natychmiast zrezygnować i skupić się na grze! Zrobił wielkie oczy i martwił się, jak powiedzieć o tym rodzicom. W III lidze mógł wtedy liczyć na liche stypendium – podkreśla nasz rozmówca.
Boguski zaanonsował trenera u rodziców. Podczas kolacji i spokojnej rozmowy udało się ich przekonać, że Rafał przez lata będzie się utrzymywać z zawodowego grania w piłkę.
„Dziki” i cenny
W oczach wielu Boguski to człowiek, który nie ma prawa być liderem, nie potrafi krzyknąć w szatni. Złośliwi podśmiechują się, że jeszcze nie przeszedł mutacji. Jego głos rzeczywiście nie należy do najsilniejszych, a posturą nie przypomina Radosława Sobolewskiego czy Arkadiusza Głowackiego, którzy przed nim nosili kapitańską opaskę.
Prawda jest jednak taka, że Boguski ma poważanie wśród piłkarzy i jest dobrym motywatorem. Szatnia Wisły straci więc kolejnego zawodnika, który miał na nią bardzo duży wpływ.
– Na Rafała nie przez przypadek zaczęli wołać „Dziki”. Nie było dla niego straconej piłki, sytuacji, że machnie ręką i powie, że nie da rady i trzeba ulec. A swoją „dzikością”, nieszablonowością w grze potrafił odmienić wiele spotkań. To piłkarz, który jak mało który potrafił łamać schematy, wiązać rywali – uważa były selekcjoner i trener Wisły Jerzy Engel.
Obaj Engelowie, rozmawiamy z nimi osobno, zwracają uwagę, że Wisła często miała problemy, gdy Boguskiego brakowało na boisku. Gdy grał, częściej zwyciężała bądź remisowała. Dobrą zmianą potrafił też odwrócić losy spotkania, choć nie zawsze wysuwał się na pierwszy plan. Engel junior powiedział kiedyś Robertowi Maaskantowi, by sporządził statystykę, jakie wyniki osiąga Wisła z Boguskim, i porównał z rezultatami w spotkaniach, gdy go nie ma.
Na początku 2006 roku nowy trener Dan Petrescu, później nazywany przez „Bogusia” „tyranem” ze względu na ogromnie ciężką pracę na treningach, skrócił wypożyczanie „Bogusia” do Łomży. Młody gracz praktycznie nie dostawał szans, więc oddelegowano go w kolejne miejsce, tym razem do GKS-u Bełchatów.
– I co? Boguski, choć młody, miał duży udział w wywalczeniu wicemistrzostwa, a Wisła była ósma. Rafał to świetny piłkarz, ale też talizman – uśmiecha się Engel Junior.
– Na wypożyczenie do Bełchatowa, teoretycznie słabszej drużyny, zgodziłem się bez wahania. Była szansa na regularną grę, a to było najważniejsze – podkreślał pięć lat temu.
Test z Boguskim
Boguski przeżył z Wisłą chwile piękne i bardzo złe. Był w zespołach, które nie miały sobie równych w kraju i z sukcesami walczyły w Europie, ale zasmakował również walki o utrzymanie i sytuacji, gdy piłkarze miesiącami nie otrzymywali pensji.
Często był niedoceniany, krytykowany zdecydowanie na wyrost, a nawet wyszydzany i wygwizdywany. Obwiniany nawet za to zło, na które nie miał wpływu. Bronił się pokorną pracą. To, czego nie widzieli kibice i czasem my, dziennikarze, dostrzegali trenerzy. Grał przecież u Polaków i obcokrajowców.
Kilka lat temu, przed jednym z meczów, przy dziennikarskim stoliku na stadionie Wisły toczyła się dyskusja o Boguskim. Pamiętam, jak jeden z kolegów powiedział, że odpowiedź na pytanie o przydatność tego piłkarza jest dla niego testem, czy druga osoba choć trochę zna się na piłce. Jeżeli usłyszał, że Boguski nie jest potrzebny, uznawał, że nie ma sensu dalej ciągnąć rozmowy.
– To zawodnik, który często wykonywał czarną robotę. Pierwszy wracał do obrony, by asekurować kolegów. Złoty człowiek dla sportów zespołowych. Dla przeciwników trudny do rozpracowania, bo bardzo inteligentny i potrafiący zagrać nieszablonowo. Do tego można było nim łatać dziury, z czego już kilkanaście lat temu korzystał w Bełchatowie Orest Lenczyk – podsumowuje Engel junior.
Rafał Boguski nie wierzył, że może zrobić karierę. Nawet nie marzył, że przez lata będzie grał w najlepszym polskim klubie XX wieku. W klubie, nie licząc nieudanej walki o Ligę Mistrzów, raczej jest spełniony. Do reprezentacji (strzelec najszybszego gola w historii) wszedł odważnie, ale jego dorobek mógł być znacznie, znacznie lepszy.
Nie osiągnął maksimum przez kłopoty zdrowotne. Kontuzja odniesiona w meczu przeciwko Legii Warszawa, po faulu Ariela Borysiuka, na początku nie wydawała się poważna. Długa przerwa, a potem kolejne problemy sprawiły, że chłopak z Podlasia już nigdy nie wrócił do optymalnej formy.
– Z jego charakterem zwycięzcy mógł osiągnąć znacznie więcej – nie kryje Jerzy Engel.
To nie koniec
Boguski po sezonie żegna się z Wisłą, ale wciąż zamierza grać w piłkę. Kwestią czasu jest, kiedy 37-latek powie, w którym miejscu będzie nadal robił to, co kochał od dziecka.
Latem, z kibicami na trybunach, Boguski zostanie godnie pożegnany przez władze Wisły.