– Byliśmy wychowani twardą ręką, ojciec kilka razy mnie przetrzepał – mówi w drugiej części rozmowy z LoveKraków Maciej Musiał, trener Garbarni, syn legendarnego Adama Musiała i brat Tomasza – zawodowego sędziego piłkarskiego.
Michał Knura, LoveKraków.pl: Latem rozpoczął pan w Garbarni pierwszą samodzielną pracę na poziomie centralnym, ale wciąż pozostaje w cieniu młodszego brata Tomasza – sędziego zawodowego, arbitra międzynarodowego. Jak się pan z tym czuje?
Maciej Musiał: Najpierw byłem w cieniu ojca [Adam Musiał jest legendą polskiej piłki i Wisły Kraków, brązowym medalistą MŚ – przyp. red.], a potem brata. Wcale nie chce z tego cienia wychodzić, bo na słońcu można się szybko spalić. W pracy lubię ciszę i spokój. Wiadomo, że rozgłos bywa potrzebny, bo cię pokazuje i pcha do przodu. Jeżeli chcesz być topowym trenerem, musisz się z tym zmierzyć. Nie mam jednak parcia, by ciągle o mnie mówili. Ważne, by głośno było o moim zespole i efektach naszej pracy.
Kto był bardziej rezolutnym dzieckiem: pan czy Tomek?
Byłem solidniejszy, zaś brat zdolniejszy i sprytniejszy. Nauka szła mi lepiej, szedłem drogą solidności, regularności, konsekwencji. Tomek był typem inteligentnego kombinatora. Dobrze się dogadujemy, Boże Narodzenie spędzamy z naszymi rodzinami na Florydzie u siostry żony Tomka. Sport był i pozostanie w naszej rodzinie jednym z najważniejszych elementów.
Przeżywa pan występy brata jako sędziego?
Nie, nie. Bardzo dobrze sobie radzi i nie mam powodów, by się niepokoić. Wykonuje bardzo trudny zawód, ale osiągnął już taki poziom, że można mówić o stabilizacji. Jest w czołówce najlepszych polskich arbitrów, ma też przetarcie w niższych europejskich rozgrywkach. To dobry sędzia. Zdarzają mu się błędy, ale jest ich tak niewiele, że jego pozycja jest niezagrożona.
Jest silny psychicznie.
W zawodzie trenera też trzeba mieć odpowiednią psychikę, być gotowy na krytykę, bo – jak wiadomo – w Polsce każdy zna się na piłce, a kibice mają prawo do swojego zdania. Tomek wykonuje taką pracę, że jedna strona zawsze będzie niezadowolona.
Rodzinne spotkania odbywają się przy rozmowach o piłce i sporcie?
Od dziecka jesteśmy wpisani w sport. Ojciec z sukcesami grał w piłkę, a potem był trenerem. Mama to była siatkarka. Staramy się czasem uciec w inne przestrzenie, ale i tak zawsze wracamy w to samo miejsce.
Przed wami drugie święta bez taty. Bardzo go panu brakuje?
Miewam momenty, że fajnie byłoby porozmawiać o pewnych sprawach, natomiast życie tak się potoczyło, że gdy zacząłem pracować na poziomie centralnym jako pierwszy trener, to taty już zabrakło. Był bardzo ciekawą postacią i nie do końca to wykorzystaliśmy. Ojciec nigdy się nie narzucał. Ludzie odbierali go jako człowieka rozrywkowego i duszę towarzystwa, ale w domu był zupełnie inny.
Żałuje pan, że o coś nie zapytał, nie posłuchał?
Trochę zmarnowałem momentów, gdy byłem młodszy. Młodość ma to do siebie, że nie chce się szukać inspiracji u rodziców i starszego pokolenia, tylko pójść swoją drogą. U nas to było widoczne. Szkoda, że bardziej nie spożytkowałem doświadczenia ojca jako zawodnika i, przede wszystkim, trenera. Mam taką naturę, że często bywam mądrzejszy lub najmądrzejszy i nie zawsze chciałem słuchać. Teraz tego żałuję.
Ojciec traktował was sprawiedliwie? Był surowy.
Byliśmy wychowani twardą ręką, ojciec kilka razy mnie przetrzepał. Zawsze to była zasłużona kara, nie byłem święty. Mama częściej broniła Tomka, bo był młodszy. W obecnych czasach taki styl wychowania by nie przeszedł. Przez lata to się zmieniało i nie oceniam, co jest lepsze. Rodzice wychowali nas na ludzi, którzy starają się być dobrzy i uczciwie funkcjonować w społeczeństwie. Nie mam żalu, bo dzięki mamie i tacie wiemy, co to szacunek i respekt do innych osób.
Ostatni okres życia Adama Musiała był pełen cierpienia. Powiedział pan, że szedł już innym torem.
Na sam koniec, jak to przy chorobie, przestał widzieć jakikolwiek sens dalszej egzystencji. Pogodził się z tym, że niedługo odejdzie. Był bardzo religijnym człowiekiem i wiara pchała go w kierunku przejścia na drugą stronę.
Był pan graczem i trenerem drużyny futsalu, kierownikiem drużyny i asystentem fizjologa, dyrektorem akademii Wisły. Dużo doświadczenia udało się zebrać w niespełna 45 lat życia.
Długo grałem w piłkę, bo mnie cieszyła, ale w wieku 19 lat wiedziałem, że nie zrobię kariery i zacząłem pracować z dziećmi i młodzieżą. Choć dotknąłem wielu rzeczy, praca trenerska zawsze była celem numer jeden. Pozostałą działalność traktowałem jako epizody. Funkcja kierownika w Wiśle nie zamykała się w pracy biurowej, bo moim warunkiem było to, by wspierać sztab i czegoś się nauczyć. Na poziomie ekstraklasy to było coś fantastycznego.
Kierownikiem drużyny był pan u Adama Nawałki. Domyślam się, że autobus z piłkarzami nie mógł cofać.
Odpowiem jednym zdaniem: to był bardzo trudny okres w moim życiu (śmiech). Wiele było tego typu spraw, trener Nawałka w pewnych kwestiach był ogromnym detalistą.