Transfery Wisły Kraków od B do Z. Wejście bez kompleksów i twarz zaczerwieniona ze wstydu

Wiktor Biedrzycki ma trudny początek w Wiśle fot. Mateusz Kaleta/LoveKraków.pl

Klub z ulicy Reymonta pozyskał latem ośmiu nowych zawodników. W pierwszej części rundy jesiennej najlepsze wrażenie sprawiał najmłodszy ściągnięty z II ligi Olivier Sukiennicki.

Poprzedni sezon był drugim z kolei, w którym krakowianie nie dali rady skutecznie powalczyć o ekstraklasę. Ba, dwa miesiące temu nawet nie zdołali zakwalifikować się do baraży, w których udział wzięły zespoły z miejsc trzy-sześć. Po dużym sukcesie w Pucharze Polski i jednocześnie najgorszym w historii wyniku w rozgrywkach ligowych nastąpiły kolejne zmiany.

Wisła jest dziś przede wszystkim mniej hiszpańska, bo latem pożegnano pięciu zawodników z tego kraju. Dwóch z nich nie opuściło Polski, a jeden z nich pozostał w Krakowie. Miki Villar sportowo awansował, bo sięgnął po niego mistrz Polski z Białegostoku. Goku został sprzedany do Wieczystej, która za niespełna rok chce być tam, gdzie dziś Wisła, czyli w I lidze.

Do Wisły przyszli (w kolejności alfabetycznej): środkowy obrońca Wiktor Biedrzycki, pomocnik Frederico Duarte, pomocnik James Igbekeme, obrońca Giannis Kiakos, skrzydłowy Tamas Kiss, lewy obrońca Rafał Mikulec, pomocnik/skrzydłowy Olivier Sukiennicki i napastnik Łukasz Zwoliński. Z wypożyczenia do Górnika Łęczna wrócili: pomocnik Enis Fazlagić oraz skrzydłowi Mateusz Młyński i Piotr Starzyński. Kilka dni temu prezes Jarosław Królewski zapowiedział, że więcej transferów do klubu nie będzie, choć wcześniej nie ukrywał, że klub ma odłożone pieniądze na jeszcze dwóch zawodników, którymi się interesuje.

Olivier Sukiennicki gra bez kompleksów

Nowi piłkarze dołączali do zespołu Kazimierza Moskala w różnym czasie. Najlepiej mieli ci, którzy byli od początku i mogli pojechać na obóz. Z kolei Igbekeme dopiero w niedzielę miał szansę na pierwszy występ po powrocie. – James zagrał po raz pierwszy po tak długim okresie, nie mogliśmy się spodziewać wielkich fajerwerków z jego strony. Przypuszczałem, że 45 minut spokojnie pewnie da radę. Dał więcej, ale zmiana była spowodowana też tym, że pojawiło się zmęczenie i żółta kartka na jego koncie. Chcieliśmy uniknąć bardziej przykrych konsekwencji – powiedział szkoleniowiec po meczu w Kotwicą Kołobrzeg.

Dla Moskala i jego podopiecznych ostatnie dwa miesiące były bardzo intensywne. Choć zostały przełożone ich trzy mecze w lidze, to i tak grali średnio co cztery dni ze względu na udział w eliminacjach europejskich pucharów. Mało było czasu na spokojny trening, przygotowanie taktyczne do spotkań. Nie przeszkodziło to jednak Olivierowi Sukiennickiemu w oczarowaniu kibiców, ekspertów i wielu kolegów z drużyny. 21-latek wyciągnięty z II ligi (ze Stalą Stalowa Wola awansował do I) wszedł do wielkiego klubu bez kompleksów. Przebojowość, chęć do gry kombinacyjnej i nieszablonowość pozwalają postawić tezę, że przy dobrym prowadzeniu może z niego wyrosnąć naprawdę świetny piłkarz.

Czerwoni ze wstydu

Pisząc o nowych zawodnikach, nie sposób nie przypomnieć „czerwonego” debiutu Tamasa Kissa. Dwukrotny reprezentant Węgier w meczu ze Zniczem Pruszków grał słabo, ale to można było jeszcze jakoś zrozumieć i wybaczyć. Czerwona kartka po celowym zagraniu piłki ręką w ataku, gdy miał już na koncie jedną żółtą, przejdzie do historii Wisły jako jedno z najbardziej absurdalnych zachowań. Moskal nie skreślił Kissa i 24-latek gra dość regularnie. Daje nadzieję, że jego kiedyś jego przygoda w Wiśle nie będzie wspominana tylko przez pryzmat fatalnego debiutu.

Co najwyżej przeciętne wejście do zespołu ma Wiktor Biedrzycki. Trudno było mu się wyrwać z Bruk-Betu Termaliki Nieciecza, ale dopiął swego. Krakowianie liczyli na pomoc ogranego środkowego obrońcy, a dostali bombę, która na początku nie tylko tyka, ale szybko wybucha. Dwa razy opuszczał boisko z czerwoną kartką, w działaniach defensywnych też popełniał błędy.

Jeden daje nadzieję

Na koniec słowo o trio, które wróciło z Łęcznej. Okazuje się, że nawet Moskal nie widzi potencjału w Fazlagiciu, więc prawdopodobnie Wisła będzie się z nim męczyć do 30 czerwca 2026. Na obozie w Woli Chorzelowskiej wydawało się, że nowe otwarcie w 13-krotnym mistrzu Polski może mieć Mateusz Młyński, jednak nadzieje szybko prysły. Dobrze rokuje za to Piotr Starzyński, nazywany kiedyś pieszczotliwie przez trenera Adriana Gulę Piotrusiem.