Zamienił, na pół roku, Raków na Garbarnię. „Ludzie mówią, że nie mam układu nerwowego”

Xavier Dzikoński został wypożyczony z Rakowa do końca sezonu 2022/2023 fot. Garbarnia Kraków

– Gdy człowiek jest przygotowany, to ma mniej obaw – mówi bramkarz Xavier Dziekoński, który nie chciał grać w piłkę ręczną, choć chodził na mecze ojca i wujka.

Michał Knura, LoveKraków.pl: Oglądał pan mistrzostwa świata w piłce ręcznej?

Xavier Dziekoński: Nie interesuje mnie ta dyscyplina. Gdy byłem mały, chodziłem na mecze taty i wujka w MOKS Słoneczny Stok Białystok. Wujek był bramkarzem i spodobała mi się ta pozycja, ale postawiłem na piłkę nożną. Szczypiorniaka nikt mi nie narzucał, nie ciągnął na treningi. Po prostu nie fascynuje mnie ten sport.

Dawno temu Garbarnia miała sekcję piłki ręcznej, ale zostawmy już ten temat. Czego pan oczekuje po wypożyczeniu z ekstraklasowego Rakowa Częstochowa do krakowskiego drugoligowca?

Chcę zrealizować cele indywidualne i zespołowe. Priorytetem jest szybkie zapewnienie utrzymania i zakończenie sezonu na jak najwyższym miejscu. Moje przyjście tutaj nie jest przypadkowe. Chcę pomóc klubowi, ale też zrobić krok do przodu, wrócić do ekstraklasy. Wierzę, że Garbarnia mi w tym pomoże.

Gdy debiutuje się w elicie przed 17. rokiem życia, oczekiwania zawsze są duże. W świat idzie przekaz: talent!

Oczekiwania na pewno były większe. Sam je miałem, ale nie zadręczam się myślami, nie siedzi mi to w głowie. Wierzę, że Bóg miał na mnie taki właśnie plan, a przyjście do Garbarni jest jego częścią.

Trener Maciej Musiał powiedział mi, że przyszedł się pan odbudować zwłaszcza na poziomie mentalnym. Ma pan z tym problem?

Głowa jest bardzo ważna. Pracuję nad tym elementem i wierzę, że będzie dobrze. Pomaga mi kilka osób, rozmawiam z nimi, myślę o ich punkcie widzenia. Staram się od każdej wyciągnąć to, co najlepsze.

W Jagiellonii dobrze pan zaczął, jednak potem głośniej było o wpadkach. Stresował się pan?

Nie. Ludzie często mówią, że nie mam układu nerwowego, jestem uodporniony. Tak jest, bo mało czym się stresuję, także w sprawach niezwiązanych ze sportem. Gdy człowiek jest przygotowany, to ma mniej obaw.

Nie miał ich pan nawet przed debiutem w ekstraklasie?

Był taki pozytywny dreszcz, nie było mowy o paraliżu. Większy stres był przed meczem z Legią Warszawa na stadionie Jagiellonii, pustym z powodu pandemii. Przed snem dużo myślałem o tym, że przyjeżdża mistrz Polski. Dobrze zagrałem, więc nie miało to negatywnego wpływu. Zremisowaliśmy 1:1.

Trener Musiał mówił, że gdy pojawiła się szansa na wypożyczenie z Rakowa, automatycznie stał się pan jego celem transferowym numer jeden. Jest pan w wieku młodzieżowca i dobrze gra nogami, co przy stylu gry jego drużyny jest pana sporym atutem.

Wybierałem między Kotwicą Kołobrzeg [lider II ligi – przyp. red.] a Garbarnią. Po analizie z agentami i przemyśleniach uznałem, że Kraków będzie dla mnie najlepszym miejscem. Plan na grę trenera Musiała był mocnym argumentem. Lubię budowanie akcji od bramki i potrzebuję tego, by się rozwijać.

Któremu trenerowi bramkarzy zawdzięcza pan najwięcej?

Debiutowałem pod skrzydłami Pawła Primela. Największym zaufaniem obdarzył mnie Jarosław Tkocz, który mocno postawił na mnie razem z Bogdanem Zającem w Jagiellonii.

W Rakowie spotkał pan Macieja Kowala.

To z kolei trener młodego pokolenia, reprezentuje inną szkołą bramkarską. Treningi bardzo się różnią. Trener Kowal zwraca uwagę na ustawienie, szybkość, skracanie dystansu. Ważna jest także gra na przedpolu.