25 maja w Canal+ premierę będzie miał serial „Wisła Cupiała”. O kulisach jego powstania rozmawiamy z Michałem Trelą, autorem dokumentu.
Michał Knura, LoveKraków.pl: Słyszałem, że nawet najlepszy twórca po zakończeniu działa powinien odczuwać niedosyt. U ciebie jest podobnie?
Michał Trela, komentator Canal+, scenarzysta i reżyser serialu dokumentalnego „Wisła Cupiała”: Oczywiście, że tak. Niedosyt jest z kilku powodów. Serial ma cztery odcinki po 40 i więcej minut i wydaje się, że to nie jest mało. Z drugiej strony przeprowadziłem kilkadziesiąt rozmów, z których wiele było naprawdę ciekawych, i miałem poczucie, że w serialu nie dało się odpowiednio zgłębić wszystkich wątków. Trzeba było je skondensować i do serialu trafiło 10, maksymalnie 15 proc. całego materiału. Podobnie było z przeczesywanymi przeze mnie przepastnymi archiwami Canal+, który jednak nie transmitował prawie żadnych meczów pucharowych. Chociaż w serialu pojawiają się wątki tych wielkich spotkań w Europie, to w większości można je było oglądać w TVP czy Polsacie.
Pomijając wyjątki – jak mecze Parmą, APOEL-em – to nie ma do tego obrazków, a wiadomo, że obrazki w serialu dokumentalnym to jest zawsze coś ważnego. Musiałem więc podejść do tematu od innej strony. To jest drugie poczucie niedosytu. Trzecie jest takie, że choć udało się dotrzeć do kilkudziesięciu osób, to jestem przygotowany na pytania, dlaczego nie wystąpiła taka postać albo jeszcze inna. Trudno byłoby zmieścić więcej, bo powstałby chaos. Po prostu musiałem wybierać. Innych zabrakło dlatego, że nie udało nam się spotkać ze względów logistycznych lub nie chciały.
Na pewno brakuje Bogusława Cupiała, ojca sukcesów Białej Gwiazdy. Długo próbowałeś różnymi sposobami dotrzeć do byłego właściciela klubu, by starać się go przekonać do występu przed kamerą?
Cupiał prawie nie udzielał wywiadów. W czasie jego przygody z Wisłą powstały tylko cztery dłuższe rozmowy.
Do tego w prasie, więc kibice nie znają jego głosu.
Miałem nadzieję, że przez te lata nabrał dystansu. Czasem ludzie zmieniają stosunek do udzielenia wywiadów, ale tutaj prędko się przekonałem, że nie. Próbowałem dotrzeć przetartą ścieżką – przez ludzi, którzy mają dobry kontakt z Cupiałem. Spróbowałem przez trzy takie osoby, ale zawsze była odmowa.
Co ciekawe, jedna z rozmów toczyła się w twojej obecności.
Nagrywaliśmy wywiad ze Zdzisławem Kapką. Dobrze poszło, więc idąc za ciosem zagadnąłem go, że skoro dalej ma kontakt z Cupiałem, to może za jego pośrednictwem udałoby się go namówić. Kapka, ku mojemu zdziwieniu, wyciągnął telefon i powiedział, że spróbuje. Zadzwonił przy mnie, Cupiał odebrał. Pojawiły się pytania o wywiad Kapki, jak to się toczyło. To nie był odmowa w stylu „nie i z czym mi tu w ogóle dzwonisz”. Jednak na koniec padło „nie, bo wiesz, że ja nie udzielam”. To się wydarzyło na dość wczesnym etapie nagrywania, jesienią zeszłego roku.
Potem byłem jeszcze umówiony z Tomaszem Pruskiem, byłym dziennikarzem działu gospodarczego „Gazety Wyborczej”, który w pierwszym odcinku opowiada głównie kim był Bogusław Cupiał, jak przebiegała jako kariera, skąd wzięło się zainteresowanie Wisłą. Prusek jest jedną z osób, z którą Cupiał rozmawiał chyba dwa razy. To bardzo dużo i zachęcił mnie, żebym nie ustawał w próbowaniu, bo sam pisząc sylwetkę właściciela Tele-Foniki i Wisły docierał do kolejnych osób z jego otoczenia. W którymś momencie Cupiał sam do niego zadzwonił i powiedział, że już nie ma wyjścia i musi porozmawiać, skoro dotarł już do jego nauczycielki języka angielskiego z czasów szkolnych. To dało mi trochę nadziei i po nagraniu rozmowy „wysmarowałem” maila na adres Tele-Foniki, ale adresując go do Bogusława Cupiała, gdzie napisałem dokładnie, co robię, z kim rozmawiałem, jaki ma być klimat serialu, a także że po prostu uważam, że on powinien wystąpić, bo byłoby czymś dziwnym, gdybym tego nie zaproponował.
Otrzymałeś odpowiedź od Cupiała?
Skontaktowała się ze mną inna osoba. Przekazała, że prezes Cupiał kibicuje, dobrze życzy i z niecierpliwością czeka na premierę, ale on obrał taką ścieżkę funkcjonowania w życiu publicznym i nie wystąpi, choć dla jego firmy byłoby to dobre. Ludzie z Tele-Foniki żałowali, że ich szef się nie zgodził, a dla mnie to była ostatnia próba.
Spotkałeś się z kilkudziesięcioma osobami. Z Nikolą Mijailoviciem widziałeś się przy okazji meczu Ligi Mistrzów w Belgradzie.
Wiedziałem, że chcę Mijailovicia w serialu, bo to jedna z takich osób, do których fajnie byłoby dotrzeć. Zgodził się, więc gdy Crvena Zvezda Belgrad awansowała do Ligi Mistrzów, to zaproponowałem, że przy okazji meczu z Barceloną w Belgradzie można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Był to jedyny taki przypadek – do Roberta Maaskanta i Stana Valckxa w Holandii pojechaliśmy niezależnie od innych wydarzeń. W Belgradzie spotkaliśmy się także z Dragomirem Okuką, więc w serialu występują cztery osoby, które na co dzień nie mieszkają w Polsce.
Mijailovicia wielu pamięta jako boiskowego zakapiora. Jaki jest dziś?
Ja i nasz operator oraz montażysta Michał Ćwiek byliśmy zaskoczeni jego gościnnością. Nie mogłem się z nim umówić na konkretną godzinę nagrania, ale nie było z tym żadnych problemów. Powiedział, że mamy dać znać po wylądowaniu w Belgradzie, w jakim hotelu jesteśmy. Spędziliśmy z nim wiele godzin, rozmawialiśmy do późnego wieczora, a nagranie było kolejnego dnia. Poszliśmy na wspólny obiad, on organizował miejsce do nagrania – a była to restauracja na głównym zamku w Belgradzie. Zamknęliśmy jego temat i jechaliśmy z ekipą na stadion. Nagle na światłach ktoś zaczął na nas trąbić. Oglądamy się, a to Nikola! Znów trafiliśmy na siebie, na skrzyżowaniu w dużej aglomeracji.
Ważną częścią Wisły Cupiała była Wisła Macieja Skorży, ale z tym trenerem nie udało Ci się porozmawiać. Przekładał spotkania, aż dostał propozycję pracy w Japonii i było po temacie.
Żałuję tego, bo przeczuwałem, jak to się może skończyć. Wiedziałem, że Skorża to ktoś, kogo trzeba nagrać wcześniej, bo jeśli dostanie prace w Japonii, to redakcja mnie tam nie wyśle. Było bardzo blisko, ja i działacze Urawy Red Diamonds byliśmy z trenerem równolegle na łączach, ale im udało się szybciej. Na pierwotnej liście miałem 80 osób, ale wiedziałem, że mniej więcej połowa trafi do serialu, i tak też się stało. Zobaczymy ponad 30 – niektórzy pojawiają się na jeden wątek, a inni na zdecydowanie dłużej. Siergiej Pareiko był nas gotów ugościć w Tallinie, ale uznaliśmy, że jednak nie będziemy angażować jego i swojego czasu, by pokazać go przez 30 sekund. On był w klubie w schyłkowym okresie ery Cupiała, a wcześniej były tak duże nazwiska i tak wiele się działo, że musieliśmy się na nich skupić.
Gdzie robiliście zdjęcia?
Większość nagrań odbywała się w Krakowie i Warszawie. W stolicy główną bazą była redakcja Canal+, a w Krakowie tych miejsc było wiele. Ogrywaliśmy różne pomieszczenia na stadionie Wisły, nagrywaliśmy w prywatnym muzeum Krzysztofa Gawła w Modlniczce, który bardzo pomagał nam nie tylko udostępnieniem miejsca, ale i kontaktami do konkretnych osób. Były też zdjęcia w plenerze, podczas wędkowania.
Z udziałem znanych wędkarzy, czyli Kamila Kosowskiego i Marcina Baszczyńskiego.
Pomyślałem sobie, że skoro regularnie widzimy ich w Canal+, to do serialu mogę ich nagrać w trochę innej scenerii.
W mediach społecznościowych odpowiedziałeś jednemu z kibiców, że w czasie oglądania serialu może się wzruszyć, ale ciśnienie też się podniesie.
Cała ta rozmowa o Wiśle to balansowanie między zachwytem nad tym, co udało się zbudować i niedosytem z powodu zmarnowania szans. Chyba każdy z rozmówców ma poczucie, że ta historia jest w jakiś sposób niedokończona. Motyw przewodni, który się pojawia w każdym z odcinków, to jest Liga Mistrzów, to jest walka o Ligę Mistrzów. To jest niespełnienie piłkarzy i kolejnych trenerów, niespełnienie Cupiała ze strony biznesowej. Jest też niespełnienie związane z trybunami, ponieważ pierwsza przygoda pucharowa zakończyła się skandalem, wykluczeniem Wisły z europejskich pucharów. Z tego powodu ten pierwszy entuzjazm, to pierwsze mistrzostwo Cupiała też nie mogło być skonsumowane. Obecnie Wisła sportowo ma najgorszy okres od trzech dekad, ale zobaczymy, co się dzieje na trybunach, jaka jest frekwencja. To jest pokolenie w dużej mierze wychowanej na Wiśle Cupiała.
Serial „Wisła Cupiała” nie jest chronologicznym podsumowaniem tych kilkunastu lat?
Nie, także z tych względów, o których mówiłem wcześniej, czyli transmisjami meczów pucharowych w innych telewizjach. Do tego uznałem, że największym smaczkiem tej historii będzie opowiedzenie nie o tym, że przyszedł Franciszek Smuda i zdobył mistrzostwo, a potem go zwolniono, ale jak ludzie go zapamiętali. Jak Smuda pracował, co zrobił. Zdobywane mistrzostwa są gdzieś w tle.
Nie udało ci się spotkać z Orestem Lenczykiem i Franciszkiem Smudą.
Przygotowując się do nagrania wiedziałem, że trener Lenczyk jest chory, ale nie miałem świadomości, jak poważna jest to sprawa. Tak się złożyło, że w dniu jego śmierci zadzwoniłem na jego numer. Odebrał syn i czułem, że najpierw chce mnie delikatnie zniechęcić. Kiedy zacząłem mu opowiadać, co robię i dlaczego tak bardzo mi zależy, usłyszałem, że to po prostu nie będzie mogło już nigdy się wydarzyć. Wtedy zrozumiałem i odpuściłem, a kilkanaście godzin później, wieczorem, pojawiła się informacja o śmierci. Uderzające jest to, że choć nie opowiadamy o bardzo zmierzłych czasach, to jednak wiele osób już nie żyje i mówimy o nich „świętej pamięci”. Przed początkiem zdjęć zmarł Wojciech Łazarek, później Lenczyk, krótko potem Smuda, co do którego też wiedziałem, że ma problemy zdrowotne, ale nie było wiadomo, że tak poważne. Odszedł też Artur Sarnat, w przypadku którego choroba toczyła się bardzo szybko.
Od razu wiedziałeś, że najlepszy tytuł to „Wisła Cupiała”? To dwa słowa, które mówią wszystko.
Miałem inny pomysł na tytuł, a ten ostateczny pojawił się w późnym etapie. Został mi zaproponowany przez nasz dział marketingu. Uważałem, że „Wisła Cupiała” to bardzo dosłowny tytuł, co jest i wadą, i zaletą. Wszystkie tytuły krążące wokół złotej ery, złotych czasów i tak dalej, prowadziłyby do tego, że trzeba się zastanawiać, o jakim złotym okresie mowa. Może to o Wiśle Andrzeja Iwana, która też była mocna? Inne pytanie – kiedy złote czasy się kończą. Na Robercie Maaskancie i mistrzostwie w 2011 roku, a może trochę wcześniej lub później? Tytuł „Wisła Cupiała” nie pozostawia wątpliwości, o czym rozmawiamy. Dla mnie jest o tyle wygodny, że nie musimy się zastanawiać, gdzie zaczynamy tę historię i gdzie ją kończymy. Historię zaczynamy nieco wcześniej, by pokazać do jakiej Wisły wchodził, a kończymy oddaniem klubu Jakubowi Meresińskiemu.
Myślałeś, by odezwać się do Pawła M. ps. „Misiek”– kibola, który rzucił nożem kierunku Dina Baggio, a po latach trząsł klubem?
Na pewnym etapie była taka luźna propozycja. W drugim odcinku „Misiek” pojawia się jako jeden z ważnych bohaterów czy bardziej antybohaterów, ale nie osobiście.
Jak w czasie wspominania zachowywali się byli piłkarze i trenerzy? Więcej było śmiechu, wzruszenia, a może żalu?
Różnie bywało. Marcin Baszczyński nie krył, że do końca nie wie, jak ma do tego podejść. Z jednej strony jest pełno anegdot i wspomnień z szatni, a Marcin był w niej duszą towarzystwa. Z drugiej strony – podkreślał, że to było ich całe życie, młodość, wielka sprawa. Tak wielka, że zależało im na tym, by w serialu było widać choć cząstkę tego, ile Wisła i gra w niej dla nich znaczyła. Marcin poszedł w drugą stronę i w niektórych momentach zaczął mu się łamać głos, ściskało go za gardło. Miał poczucie, że wyniki tamtej Wisły dziś są bardzo trudno osiągalne dla polskich klubów, dlatego była to wielka sprawa. Fajne zdaniem powiedział też Arkadiusz Głowacki. Jego córka była mocno zdziwiona, kiedy dowiedziała się od niego, że ma na koncie najwięcej meczów w historii Wisły. Gdy jest się blisko, nie ma się też dystansu czasowego, trudno zobaczyć, co się osiągnęło. Dziś gra z Barceloną, wygrywanie z nią, strzelanie dwóch goli, jak Grzegorz Pater, dla każdego jest meczem życia. Wiedzą to dopiero po czasie, bo w trakcie kariery się mówi, że mecz życia dopiero przede mną.
Co cię uderzyło w czasie pracy nad serialem?
Mówiąc o Macieju Żurawskim, Tomasza Frankowskim, Kamilu Kosowskim wiemy, że byli herosami tamtych czasów. To byli bardzo dobrzy piłkarze ale wydawało się, że też postaci z wielkim ego. Tymczasem przychodząc do Wisły, mieli bardzo dużo wątpliwości, czy są we właściwym miejscu i sobie poradzą. To było dla mnie uderzające.
Pomyślałbyś kiedyś, że będziesz robić serial dokumentalny?
Nigdy nie miałem ani pomysłu, ani ciągotek do tego, żeby takiego robić. Po prostu czasem w tej pracy niektóre rzeczy przychodzą znienacka i trzeba sobie z nimi poradzić. Pewnego dnia zostałem zaproszony na spotkanie z szefami, w którym miały też brać udział inne osoby. Ja na tym spotkaniu nie mogłem być, więc później zadzwoniłem zapytać, co mnie ominęło. Kolega z redakcji przekazał mi, że robimy razem serial, a tematem jest Wisła Cupiała.
To było rzucenie na głęboką wodę.
Założenie było takie, że mieliśmy być w trójkę. Ja, Piotr Glamowski, który jest też autorem także mającego premierę w niedzielę serialu o Górniki Zabrze, a także osoba odpowiedzialna za archiwa. Ja miałem działać głównie w Krakowie, wiedzieć z kim i o czym warto porozmawiać oraz przeprowadzić wywiad na miejscu. Taki był pierwotny podział, ale z czasem okazało się, że Piotr został przesunięty do serialu o Górniku, a archiwa też musiałem wziąć na siebie.
Uczyłeś się na żywym organizmie.
Tylko ekipa operatorsko-dźwiękowa wie, ile głupich pytań zadałem przez ostatni rok. Rozmawiali ze sobą w swoim slangu filmowy, a ja nie rozumiałem, o co im chodzi. Może to nie brzmi jak zachęta do obejrzenia tego serialu, ale na początku o serialach wiedziałem tyle, że raz na jakiś czas je oglądałem. W trakcie pracy nad dokumentem uczyłem się na bieżąco – np., że wywiad telewizyjny robi się inaczej niż prasowy. Powoli, powoli, a właściwie szybko, szybko, bo tak trzeba było, przekonywałem się, jak wyglądają kolejne etapy. Dlatego nie ukrywam, że zawodowo był to dla mnie absolutnie najtrudniejszy rok, o którym pewnie po czasie będę mówił, że mnie bardzo rozwinął i że to było potrzebne. Często mówi się, że w takich momentach twórcy podkreślają dumę, ale ja czuję przede wszystkim ulgę, że udało mi się wszystko zrobić od początku do końca, czyli premiery. Gdyby ktoś dwa lata temu powiedział, że zrobię serial, będą podpisany jako scenarzysta i reżyser, to byłby to dla mnie kosmos. A jednak się to wydarzyło...