Żubry zasłynęły z jednych z najlepszych w lidze stałych fragmentów gry, ale same mają duże problemy z ich bronieniem. Trener nie ukrywa, że pojawiły się obawy zawodników, jeśli chodzi o ten element gry.
Puszcza Tomasza Tułacza potrafiła kąsać rywali z przemyślanie przygotowanych rzutów rożnych, wolnych, czy dalekich wrzutów z autu. W każdym meczu pokazywała szeroki wachlarz rozwiązań i zaskakiwała przeciwnika. Ale kiedy to rywal ma korner pod bramką Puszczy, robi się gorąco, bo defensywa Żubrów nie radzi sobie w obronie.
W meczu z Cracovią (1:3) Puszcza straciła dwa gole po stałych fragmentach, a jej szkoleniowiec miał duże uwagi do sposobu bronienia swoich piłkarzy. Również Pogoń w taki sposób wbiła gwóźdź do trumny drużyny, która odpadła z Pucharu Polski na etapie półfinału. Powtarzający się schemat trzeba przerwać, jeśli drużyna chce utrzymać się w ekstraklasie.
– Musimy znaleźć rozwiązanie, bo bez poprawiania tego elementu, będzie bardzo trudno zrealizować nasz cel – nie kryje Tomasz Tułacz.
Puszcza Niepołomice. Pojawiły się obawy
Szkoleniowiec Żubrów nie ukrywa, że w drużynie pojawiły się obawy, jeśli chodzi o ten element gry. Przyznaje, że to nie jest problem ostatnich tygodni, bo Puszcza od dłuższego czasu jest w trójce najsłabiej broniących stałe fragmenty drużyn w lidze.
– Wykonujemy je skutecznie, ale sami mamy problemy z bronieniem. Ja nie obawiam się niczego i bardzo bym chciał, aby zespół przestał się obawiać. Takie odnoszę wrażenie z boku, że tak jest – przyznaje trener drużyny. – Gdybym się bał, to bym rzucił tę robotę. To samo mówię piłkarzom – dodaje.
Po przegranym półfinale Pucharu Polski 0:3 Tułacz gratulował Pogoni Szczecin zasłużonego zwycięstwa, dziękował też kibicom za doping do samego końca. – Myślę, że pod tym względem poczyniliśmy w ostatnich latach duży postęp – komentował.
Wskazał kluczowy moment meczu, którym był nietrafiony rzut karny Artura Craciuna oraz strzał Mateusza Cholewiaka w poprzeczkę. – Gdybyśmy wykorzystali te okazje, ten mecz mógł mieć inne oblicze. Po trzeciej bramce został on zamknięty – ocenił. Przyznał, że Pogoń wyprowadzała groźne ataki, a Puszczy zabrakło staranności przy stałym fragmencie. – Bez tego nie mamy prawa grać na tym poziomie w ekstraklasie – akcentował, dodając, że zespół będzie pracował nad jego poprawieniem. Wspomniał też, że nie mógł liczyć na wszystkich zawodników, m. in. Dawida Abramowicza, który mocno potrafi dorzucić piłkę w pole karne z wrzutu z autu. – Mogliśmy napsuć Pogoni więcej krwi w tym elemencie – przyznawał.
Pocieszał Craciuna
Mołdawianin, który źle uderzył jedenastkę przy stanie 0:1 dla Pogoni i nie wykorzystał dobitki, pomylił się pierwszy raz w tym sezonie. Wcześniej skutecznie wykorzystywał pięć kolejnych rzutów karnych, będąc jako obrońca drugim najlepszym strzelcem drużyny.
– Dostał od nas wsparcie i zobaczymy, czy będzie wyznaczony w następnym meczu do wykonywania jedenastek. Na tę decyzję mamy jeszcze czas – komentował na gorąco Tułacz. Po meczu pocieszał pechowego strzelca.
– Do tej pory nie pomylił się ani razu i w takim ważnym dla nas meczu to nadeszło. Taka jest piłka, nie tacy zawodnicy nie trafiali rzutów karnych – mówił trener Puszczy, wymieniając nazwiska Platiniego, Messiego, czy Lewandowskiego.
Historyczny wynik Puszczy
Chociaż pucharowa przygoda Żubrów zakończyła się na półfinale, drużyna Tomasza Tułacza zapisała się w historii klubu największym sukcesem w tych rozgrywkach. Teraz ma skupić się na walce o utrzymanie w lidze. W poniedziałek podejmie mistrza Polski, Raków Częstochowa. Pięć z ośmiu ostatnich meczów rozegra na swoim stadionie.
– Dzisiaj jesteśmy rozczarowani, ale za kilka lat będzie inna perspektywa spojrzenia na to. Walczyliśmy o finał Pucharu Polski, co nie jest takie oczywiste w kontekście historii klubu – komentował Tułacz.