Krakowski klub podpisał zimą umowy z trzema zawodnikami, którzy dołączą do drużyny od nowego sezonu. Wiosną gra tylko dobrze znany przy Reymonta Alan Uryga.
Uryga opuścił Białą Gwiazdę w 2017 roku w mało przyjaznej atmosferze. O tym, że ówczesne władze nie widzą go w klubie i ostatecznie nie przedłużą umowy, dowiedział się z internetu. Musiał szukać nowego zespołu i zakotwiczył w Płocku. Tam stał się filarem defensywy, w końcu przełamał niemoc pod bramką przeciwnika (strzelił 14 goli), a w sierpniu przejął kapitańską opaskę.
Nigdy jednak nie ukrywał, że chętnie wróciłby do domu, czyli do Wisły Kraków, z którą był związany przez większość przygody z piłką (jest wychowankiem Hutnika). Przed odejściem rozegrał w pierwszej drużynie równo sto spotkań w ekstraklasie i Pucharze Polski. Ostatniego dnia stycznia Wisła ogłosiła jego powrót od 1 lipca i długi kontrakt - aż do końca sezonu 2025/2026.
W płockim klubie wciąż może liczyć na regularną grę. Wiosną zabrakło go tylko w jednym spotkaniu, tuż przed trwającą przerwą reprezentacyjną. Powodem była czwarta żółta kartka, którą obejrzał w rywalizacji z Rakowem Częstochowa.
Polityka klubu i uraz
W tym roku na ligowych boiskach zabrakło z kolei skrzydłowego Mateusza Młyńskiego i napastnika Huberta Sobola. Pierwszy podpisał umowę obowiązującą od 1 lipca do 30 czerwca 2025, a kontrakt drugiego jest o rok krótszy.
Powody braku gry Młyńskiego i Sobola są różne. W przypadku zawodnika Arki Gdynia było jasne, że jeżeli pierwszoligowiec i Wisła nie porozumieją się w sprawie wcześniejszego wykupu (co udało się w przypadku ŁKS-u i Adama Marciniaka), to przebojowy zawodnik wiosnę spędzi na trybunach. „Gazeta Krakowska” opisywała negocjacje i przytaczała opinie obu stron, które wzajemnie nazywała swoje propozycje „śmiesznymi”.
Sobol ma za sobą grę w pierwszej drużynie Lecha, ale jesienią przede wszystkim pomagał drugoligowym rezerwom. W jego przypadku nie ma mowy o „karaniu” zawodnika za to, że wybrał nowy klub. 21-letni napastnik zmagał się z urazem i przechodzi rehabilitację.