Kapitan pierwszoligowca jest jednym z zawodników, którym ostatnio urodziły się dzieci. Zapowiada, że w środę razem z kolegami będą chcieli utrzeć nosa mistrzowi Polski i zdobyć drugi w historii Wisły Superpuchar Polski.
Wisła ma obecnie bardzo intensywny czas. W dwa tygodnie rozegra pięć meczów, bo do czterech w lidze dochodzi zaplanowane na 2 kwietnia spotkanie o Superpuchar z Jagiellonią Białystok. W piątek zdobywcy Pucharu Polski za 2024 rok zainkasowali trzy punkty z Kotwicą Kołobrzeg, ale przez nieskuteczność i jeden błąd przegrywali na początku drugiej połowy.
Wygrywać z większym spokojem
– Było bardzo nerwowo. Bardzo dużo mnie to kosztowało emocjonalnie i jeśli chodzi o zaangażowanie mentalne. Życzyłbym sobie, żeby takie spotkania wyjaśniać w pierwszej połowie, żeby nie dopuszczać do sytuacji, gdy do ostatnich minut drżymy o wynik lub musimy gonić. Przy tylu okazjach, i to takich klarownych, bardzo dobrych, powinniśmy szybciej rozstrzygać mecze, „zamykać” je. Wtedy łatwiej byłoby i nam obrońcom, bo nie ma co ukrywać, że przez brak skuteczności trzeba być skoncentrowanym i pod „prądem” cały czas. Mówiliśmy sobie w przerwie, że czasami wystarczy jedna sytuacja przeciwnika, nawet nie klarowna, trochę nieszczęśliwa, czy tak jak ta z rzutem karnym, i robi się gorąco. Kibice się denerwują i my też jesteśmy nerwowi – przyznaje Alan Uryga.
31-letni środkowy obrońca miał duży wpływ na ostateczny rezultat. To po jego strzale głową udało się wyrównać, a później brał udział w akcji, w której w polu karnym ręką piłkę zagrał Tomasz Wełna. – Szybko strzelony gol, ta szybka odpowiedź, troszkę uspokoiła emocje, które jakoś opadły. Wiedzieliśmy po pierwszej połowie, że po prostu stwarzamy sobie sytuacje, że nie jest tak jak w niektórych meczach, gdy gubiliśmy punkty u siebie, trochę bijąc głową w mur – zaznacza były młodzieżowy reprezentant.
Wisła potrzebuje skutecznego Zwolińskiego
Nieskuteczny na wiosnę wciąż jest Łukasz Zwoliński. Wobec kontuzji barku Angela Rodado pozostaje on jedynym napastnikiem w kadrze. Zapytaliśmy Urygę, czy ma pomysł, jak zdjąć klątwę z kolegi. – Właśnie chcę się teraz mocno zastanowić. Chcę poszperać w internecie, jakie są sposoby na to, żeby go z tego wyciągnąć. To tak pół żartem, pół serio, ale potrzebujemy Łukasza w formie z jesieni. Z każdym kolejnym meczem głęboko wierzę, że to będzie ten na przełamanie – mówi obrońca.
Przyznaje, że niewiele można robić. Zwoliński dochodzi do szans strzeleckich i jest na tyle doświadczonym piłkarzem, że najlepiej wie, jak wyjść z trudnej sytuacji. – Jest na to tylko jeden sposób, czyli po prostu wykonywanie swojej pracy na treningach. Wydaje mi się, że Łukasz jest silny mentalnie, nie popada w skrajności, jego pewność siebie jest raczej duża. To może mu pomóc w wyjściu z tego małego kryzysu, jeśli chodzi o zdobywanie bramek wiosną – uważa Uryga.
Kapitan zespołu wyrównał po dośrodkowaniu Marka Poletanovicia. Do przerwy wiślacy wykonywali wiele rzutów rożnych i wolnych, Serb dobrze dośrodkowywał, ale brakowało odpowiedniego wyjścia atakujących, siły lub celności.
– Z jednej strony czuliśmy niedosyt, że nie udało się strzelić z sytuacji z gry, a z drugiej – można było więcej wycisnąć ze stałych fragmentów, bo to jest duża wartość Marka. Pokazał, że potrafi posyłać piłki w punkt i nie ma w tym przypadku. Śmiało mogę powiedzieć, że dziewięć na dziesięć dośrodkowań jest dobrych, w okolice, o których mówimy, planujemy. Obyśmy więcej z tego korzystali i mam przekonanie, że właśnie tak będzie. Mamy zawodników, którzy potrafią grać głową, a w połączeniu z wrzutkami Marka to musi przynosić bramki – wierzy krakowianin.
Po zwycięstwo, po trofeum
W środę Wisłę czeka walka o Superpuchar. Do Warszawy pojedzie kilka tysięcy kibiców Białej Gwiazdy, ale bojkot meczu zapowiedzieli fani Jagiellonii. Ustalenie ostatecznego terminu poprzedziło zamieszanie, walka Wisły o udział jej kibiców, którzy są bojkotowani przez większość klubów. – Przez to zamieszanie emocje opadły. Magia tego meczu została delikatnie odebrana przez to, co się wokół niego działo. W końcu się udało znaleźć jakiś termin, znaleźć jakieś miejsce, znaleźć wyjście z sytuacji i teraz pozostaje nam znów jechać do Warszawy i utrzeć nosa ekstraklasowemu zespołowi, który ma bardzo dużo jakości. Czeka nas bardzo ciężkie zadanie, ale tak jak poprzednio, jedziemy po zwycięstwo, po trofeum – deklaruje kapitan.
Młodzi ojcowie
Uryga niedawno po raz drugi został ojcem. Jego syn ma siostrę. W ostatnich miesiącach wielu zawodnikom klubu z ulicy Reymonta powiększyła się rodzina. – Siłą rzeczy jest to kolejny temat do rozmów, do analiz i dzielenia się swoimi doświadczeniami. Angel ostatnio się chwalił, że ma fajny okres, wysypia się. Rzeczywiście zrobił się u nas taki mały baby boom. Wykracza to już poza drużynę, bo ojcem został nawet trener Kazimierz Piechnik. Ja jestem bardziej doświadczony, więc mogę służyć radą – uśmiecha się środkowy obrońca.