Czy Wisła straci najlepszego strzelca? Po meczu z Kotwicą Kołobrzeg (2:1) Angel Rodado pojechał na badanie rezonansem magnetycznym.
Hiszpan nie dograł spotkania do końca. Opuszczał boisko trzymając się za lewy bark, z grymasem bólu na twarzy. Jego drużyna przez kilka minut grała w dziesiątkę. – To ten sam bark, z którym miał już problem w przeszłości – poinformował na konferencji prasowej po meczu Mariusz Jop. Od tamtej kontuzji właśnie minął rok.
Na razie nie wiadomo, czy i jak długo napastnik Wisły będzie musiał pauzować. Kolejny mecz krakowskiej drużyny już za pasem – w środę Biała Gwiazda zmierzy się w Superpucharze Polski z Jagiellonią Białystok.
28-latek to nieoceniony piłkarz drużyny z Reymonta 20 – w tym sezonie strzelił już 24 bramki w 34 meczach we wszystkich rozgrywkach.
Bramki wisiały w powietrzu
Rodado wpisał się na listę strzelców w meczu z Kotwicą, wykorzystując rzut karny chwilę przed zejściem z boiska, który dał wygraną 2:1. To było 11. zwycięstwo Białej Gwiazdy w I lidze, na które piłkarze musieli jednak zapracować.
Trener Wisły chwalił swoją drużynę za charakter, wolę walki i ambicję. Pomimo świetnego początku, potem musiała odrabiać straty, gdy rywale objęli prowadzenie po skutecznie wykonanym rzucie karnym. – Pokazywaliśmy dużo jakości, stworzyliśmy dużo sytuacji. Bardzo dobrze weszliśmy w spotkanie. Kotwica praktycznie nie istniała, te bramki wisiały w powietrzu – oceniał Jop.
Nie ukrywał, że po straconym golu był trudny moment, ale zespół pokazał, że jest silny mentalnie i wie, czego chce. Żałował, że Wisła nie strzeliła bramki wcześniej, bo mecz mógł się ułożyć pod jej dyktando.
Jako trener nie złościł się na nieskuteczność, nie denerwował się na zawodników. – Naszą rolą, jako sztabu, jest ciągłe motywowanie. Niekiedy wbrew przeciwnościom. Najgorsze, co moglibyśmy zrobić, to robić rzeczy, których nie trenujemy, albo załamać się, że nie możemy strzelić bramki – opisywał.