Dyrektor sportowy Cracovii przed derbami: Zawsze będę do tego przykładał rękę [Rozmowa]

Stefan Majewski fot. cracovia.pl

– Wspólne konferencje prasowe przed meczami Cracovii i Wisły były dobrym ruchem. Zbliżeniem, o które tak trudno. Pokazaliśmy, że najważniejszy jest sport – mówi Stefan Majewski, który od ponad pół roku jest dyrektorem sportowym Cracovii. Rozmawiamy też m.in. o udarze, którego doznał 11 lat temu i szybkim powrocie do zdrowia.

Michał Knura, LoveKraków.pl: Serce mocniej bije przed niedzielnymi derbami na stadionie Cracovii?

Stefan Majewski: Każdy z nas, pracowników Cracovii, o tym myśli, ma swoje spostrzeżenia. Nie uwierzę, że jest u nas lub w Wiśle choć jedna osoba, które nie odczuwają specyficznego stresu. Każdy chce wygrać – bez względu na to, które miejsce zajmuje i jak wypadł we wcześniejszym meczu.

Kto rządzi w Krakowie? Zwycięzca ostatnich derbów, drużyna będąca wyżej w tabeli, a może ten, kto uzbierał najwięcej trofeów?

W oczach kibiców zawsze tym pierwszym, najważniejszym będzie ich klub. Opinia publiczna zawsze będzie podzielona, także wy dziennikarze. Kraków jest wyjątkowy z wielu powodów, ale także z uwagi na wielkie derby. Mamy dwa duże kluby, których stadiony dzieli zaledwie kilkaset metrów, które za wszelką cenę chcą wygrać. Niech wygra lepszy, choć dla mnie oczywiste jest, że będę trzymał kciuki wyłącznie za Cracovię.

Wisła jest pod ścianą, poważnie zagrożona spadkiem, więc porażka w derbach może jej zaszkodzić podwójnie. Cracovia ma więc szansę mocno wbić gwóźdź do trumny swojej rywalki.

Nie lubię, wręcz nienawidzę takich stwierdzeń! Na pewno zobaczymy dwie walczące drużyny, w każdej będzie chęć zwycięstwa. Wiele w piłce przeszedłem i coś tam o niej wiem. Przeciwnik uważany za słabszego często nas ogrywał. Tym bardziej może się to stać w derbach, ale w niedzielę wierzę w wygraną.

Cracovia przystąpi do spotkania po dwóch zwycięstwach z rzędu.

Na początku rundy wiosennej, bo dobrych meczach, rozjechała nas pandemia. Kilku piłkarzy nie mogło przez dłuższy czas grać, inni wyglądali dużo gorzej. Od pewnego czasu drużyna znów zaczęła się składać i mam nadzieję, że będzie tylko lepiej. Ktoś powie, że Cracovia nie gra już o czołowe lokaty i utrzymanie. To nie jest ważne. Zwyciężania trzeba się uczyć, wykorzystywać każdą okazję.

Konferencje prasowe przed derbami od wielu lat znów odbywają się oddzielnie. W 2007 roku, gdy prowadził pan drużynę Pasów, na krótko udało się porozumieć w sprawie wspólnego spotkania trenerów i piłkarzy z dziennikarzami. Czy kiedyś to wróci?

Wspólne konferencje prasowe przed meczami Cracovii i Wisły były dobrym ruchem. Zbliżeniem, o które tak trudno. Pokazaliśmy, że najważniejszy jest sport i zawsze będę przykładał rękę do dobrych in inicjatyw. Konferencje miały dobry wpływ, a na pewno nie miały złego. To przecież wielkie wydarzenie, w którym razem uczestniczyliśmy. Pokazaliśmy, że najważniejsze jest sport.

Do końca sezonu, łącznie z derbami, pozostały do rozegrania cztery kolejki. Trener Jacek Zieliński zapowiadał, że w nowym sezonie Cracovia ma być bardziej polska.

Cracovia już się zmieniła, popatrzmy ilu gra młodych Polaków. Chcemy kontynuować ten proces, ale teraz nie mogę powiedzieć, że sprowadzimy tylu Polaków, a tylko tylu obcokrajowców, na te i inne pozycje. Obraliśmy sobie cel, ale nie możemy być pewni, że go osiągniemy.

Rozmawiamy z wieloma zawodnikami, liczymy, że uda nam się podpisać kontrakty z kilkoma Polakami. Najgorsze to powiedzieć, że jest się z kimś po słowie. Każdy tak może powiedzieć dziesięciu, a potem dziewięciu zostanie z niczym. Gdy podpiszemy kontrakty, będziemy ogłaszać transfery.

Napastnik jest celem numer jeden na lato 2022?

Nie jest sztuką znaleźć napastnika, sztuką jest znaleźć dobrego. Jaki jest dobry? Taki, który sprawdzi się w danym zespole. Można podawać przykłady, gdy ktoś nie spełniał oczekiwań w jednej drużynie, a po zmianie środowiska „odpalił”. To kwestia nie tylko umiejętności, ale także – w ogromnej mierze – charakteru. Często ktoś wyciągnięty z niższej ligi robi ogromne postępy, a ten lepszy się cofa.

W perspektywie kolejnych sezonów liczymy na naszą akademię. Trener Mirosław Hajdo opracował projekt i wszystkie roczniki grają w podobnym ustawieniu. Musi być ciągłość. W Rącznej mamy naprawdę wszystko i nie będzie można się tłumaczyć, że czegoś nie zrobiliśmy, by tego i tego nie było. Teraz trenerzy muszą przekonać zawodników, że warto ciężko pracować w tych idealnych warunkach. Gdy wszystko „zaskoczy”, będzie więcej młodzieżowców w pierwszej drużynie i inwestycja w akademię zacznie się spłacać.

Pan zawsze słynął z korzystania z nowinek technicznych. W którą stronę pójdzie piłka nożna?

Uważam, że czeka nas era czipów, dzięki którym jeszcze więcej będziemy wiedzieć o odległości, sile, jeszcze więcej rzeczy dokładniej zmierzymy. Trzeba jednak uważać ze wprowadzaniem nowych technologii, by piłkarzy nie zastąpiły nam roboty. Największy dreszczyk wywołuje wciąż ludzki błąd. Uważam, że jeszcze długo piłka będzie się cieszyć największym zainteresowaniem, bo jest bardzo nieprzewidywalna. Wynika to z tego, że w jednej drużynie jest aż 11 i trudno zapanować nad procesem, jakim jest mecz.

Co panu przeszkadza we współczesnym futbolu?

Nie rozumiem, dlaczego sędziowie tak długo czekają z decyzją, gdy jest dwumetrowy spalony. Rozumiem stykowe sytuacje, ale gdy coś widać jak na dłoni, to trzeba natychmiast przerwać mecz. Kiedyś dojdzie do tragedii, gdy na przykład bramkarz zderzy się z napastnikiem, bo walczą do końca, a można było temu zapobiec. Z tym wiążą się dodatkowe złe emocje wśród kibiców, którzy myślą, że sędzia nie zauważył oczywistej sytuacji.

Jak się panu żyje w Krakowie po powrocie z Warszawy?

To wciąż pięknie miasto, co w lecie będzie jeszcze lepiej widać. Ale muszę przyznać, że od października na Rynku Głównym byłem dwa razy. Przy okazji odbierania z dworca żony, która lubi spacery Starym Miastem. Po drodze wypiliśmy kawę i dalej poszliśmy na stadion. Trener czy dyrektor sportowy spędza w pracy wiele godzin, często w delegacjach.

Nie męczą pana podróże?

Taka jest moja praca. Nie chcę używać słowa „niestety”, bo oznaczałoby to, że mam z tym jakiś problem. 95 procent wyjazdów spędzam za kierownicą. To jest lepsza opcja, bo łatwiej zmienić plany. Warto jednak zastanowić się, czy nie lepiej lecieć samolotem na trasie Kraków-Szczecin.

 

Żona pewnie przyzwyczaiła się do pana nieobecności.

W Krakowie też mieszkamy razem. Jest taki żart, że żona mówi: Fajnie, że widzę cię w ciągu dnia, nie tylko w nocy. Trudno znaleźć partnerkę, która jest kibicem, ale ja miałem to szczęcie. Nie dość, że każdy mecz jest dla żony świętem, to jeszcze kibicuje lekkoatletom.

Żona idealna.

Poznaliśmy się w czasach, gdy znany wielu Chemik Bydgoszcz nazywał się Zachem (od Zakładów Chemicznych Zachem). Byliśmy młodzi, miałem może 17 lat. Grałem w tym klubie, a żona przychodziła na mecze i kibicowała.

Jak z pana zdrowiem po tylu latach gry i pracy? W marcu 2011 roku miał pan udar.

Dziękuję, nie mogę narzekać. Złapało mnie to w czasie jady samochodem, na moście. Byłem jeszcze w stanie zjechać na prawą stronę i zadzwonić po pomoc. Pani doktor z karetki powiedziała: „O, mamy tu Legionistę. Szybko śmigamy do szpitala”. Zawieźli mnie na Bródno, silny organizm dał sobie radę. Wyszedłem po tygodniu, a w maju wystartowałem w biegu na 10 kilometrów.

Odważnie.

Mam charakter sportowca. Zawsze chciałem wygrywać i pokonałem też chorobę. Pewien profesor powiedział mi, że jak chcę mieć problemy, to muszę myśleć o tej sytuacji, a jak znów chcę normalnie funkcjonować, to trzeba o tym zapomnieć. Tak zrobiłem, nie bałem się ani startu w biegu, ani ponownej jazdy samochodem.

Dziś ma pan 66 lata. Wciąż pan biega?

Trochę mniej, ale staram się ruszać. W Warszawie mieszkaliśmy bardzo wysoko i w czasie pandemii może z dziesięć razy wjeżdżałem na górę windą. Przeważnie sam pokonywałem 200 schodów. Niedługo planuję zacząć dojeżdżać do pracy rowerem. Mieszkam na Woli Justowskiej, więc do Rącznej nie jest bardzo daleko.